W eurokampanii i kampanii samorządowej niemal każdy kandydat mówił, jak ważna jest dla niego Odra. Na ty europejskim poziomie opowiadano o unijnych miliardach na poprawę żeglowności Odry i budowie kanału Odra - Dunaj, na tym samorządowym o statkach turystycznych, nowych marinach i reanimacji portu w Koźlu, kiedyś ponoć największego rzecznego portu w Europie.
Najciekawsze i docelowo chyba najważniejsze inicjatywy były dziełem zrzeszenia kapitanów żeglugi śródlądowej, którzy postanowili udowodnić, że z żeglownością Odry już dziś nie jest tak źle, jak opowiadają decydenci. Pisali o tym w oficjalnych listach do różnych ważnych instytucji, opowiadali w mediach, w tym na antenie Radia Opole. Na koniec zrobili rzecz naprawdę ważną: zorganizowali rejs, który miał udowodnić, że to oni - a nie urzędnicy z Warszawy, odwróceni do Odry plecami - mają w tym sporze rację.
Jakie były wnioski? Przede wszystkim obalili tezę, że trzeba podnieść 50 mostów, bo barki się pod nimi nie mieszczą. Stwierdzili, że problem leży nie w realnym prześwicie między wodą a mostem, ale w sposobie ustalania wskaźników, na podstawie których decydenci oceniają żeglowność. Uczestnicy rejsy stwierdzili także, że nie do końca prawdziwe są oceny, że w Odrze jest za mało wody, by zapewnić jej odpowiednią żeglowność. Ich zdaniem, przy prawidłowej gospodarce wodnej (magazynowaniu jej w okresach przyborów i wpuszczaniu w okresach tzw.niżówek) możliwe jest wydłużenie okresów dobrych warunków do żeglugi. Co więcej, po wybudowaniu zbiornika Racibórz Dolny - nie jako suchego polderu, ale wielofunkcyjnego zbiornika retencyjnego - żegluga będzie możliwa przez większą część roku.
Marek Świercz