Oczywiście był konkurs, w którym wystartowała pokaźna grupka kandydatów. Na czele komisji konkursowej stał sam marszałek Andrzej Buła z PO, który był nauczycielem wuefu Radwańskiego. Komentarze dziennikarzy i polityków opozycji były mocno nieprzychylne, otwarcie mówiono o nepotyzmie, podkreślając, że w grę wchodzi tym razem nie partyjny kolega (do takich nominacji wszyscy chyba przywykli), ale powinowaty i znajomy politycznych decydentów. Politycy PO ripostowali, że nie widzą w tym niczego niestosownego.
Sam Radwański, dodajmy, robił całkiem niezłe wrażenie. Niezależnie od rodzinnych powiązań, miał spore doświadczenie i jako człowiek z zewnątrz miał szansę uporządkowania spraw szpitala, który miał wizerunkowe problemy po tragedii Julii Bonk.
Nie zdzierżyli koalicjanci z Polskiego Stronnictwa Ludowego, którzy zażądali unieważnienia konkursu. Marszałek najpierw twierdził, że wniosek ludowców muszą prześwietlić prawnicy, bo nie wiadomo, czy w ogóle mógł zostać złożony. Komentarze były coraz ostrzejsze, wszyscy spodziewali się, że Platforma się uprze. Nieoczekiwanie marszałek Buła ogłosił, że konkurs unieważnia - oficjalnie z przyczyn proceduralnych. Najwyraźniej w roku wyborów samorządowych u polityków PO zadziałał jednak instynkt samozachowawczy.
Marek Świercz