Lotnisko w Polskiej Nowej Wsi zbudowano w latach 30 XX wieku. Oficjalnie miało to być jedno z kilku budowanych w tym czasie na Opolszczyźnie lotnisk sportowych. Jednak projektowanie i budowę lotnisk w Polskiej Nowej Wsi, Ligocie Dolnej, Kamieniu Śląskim i Strzelcach Opolskich nadzorowała Luftwaffe. Przy wyborze miejsca duże znaczenie miała stosunkowa bliskość granicy z Polską.
Lotnisko w Polskiej Nowej Wsi zaprojektowano jako samowystarczalną bazę bojową. Oprócz hangarów posiadało ono więc własną bocznicę kolejową, którą dowożono zaopatrzenie do magazynów umieszczonych w specjalnych bunkrach. Składowano tam paliwo, bomby, amunicję i środki medyczne. Przez kilka lat wojny mieściła się tu także szkoła pilotów Luftwaffe.
Samolot Antonow An-2 zwany w Polsce „Antkiem” został zaprojektowany tuż po II wojnie światowej. „Antek” to maszyna wielozadaniowa, mogąca zarówno zrzucać spadochroniarzy, dokonywać oprysków, wykonywać zdjęcia lotnicze, przewozić 12 pasażerów lub półtorej tony bagaży. Był to największy produkowany seryjnie jednosilnikowy dwupłatowiec na świecie. Długoletnią produkcję i zbyt do wielu krajów zapewniła mu prosta konstrukcja i stosunkowo łatwa obsługa.
AN-2 numer rejestracyjny SP-AMK feralnego dnia służył jako festynowa atrakcja. Organizatorzy pokazów lotniczych zaplanowali kilka lotów dla publiczności i na każdy z nich sprzedali kilkanaście biletów. Tymczasem dowódca żołnierzy, którzy pomagali w przygotowaniu i przeprowadzeniu festynu „załatwił” z obsługą lotniska, żeby do każdego lotu pasażerskiego dokooptować grupkę żołnierzy. Miało to być formą gratyfikacji za ich pracę przy festynie. Podczas lotów żołnierze stali w przejściu między fotelami zajętymi przez pasażerów posiadających bilety.
Ponieważ festyn dobiegał już końca, a pozostało jeszcze 14 żołnierzy, którzy nie lecieli samolotem, ktoś z obsługi dobrotliwie podjął decyzję, że wszyscy oni mogą wsiąść do samolotu razem z ostatnią grupą pasażerów z biletami.
14 żołnierzy to mniej niż zakładane półtorej tony pojemności ładowni i Antonow 2 powinien sobie z takim dociążeniem poradzić. Nikt z obsługi nie zadbał jednak o właściwe rozłożenie dodatkowych pasażerów wewnątrz samolotu. Co więcej, nikt nie powiedział pilotom o tym, że na pokładzie jest o 14 pasażerów więcej niż dopuszczają przepisy.
Jak wykazało późniejsze śledztwo zaniedbanie to wynikło z faktu, że planując przewozy publiczności samolotem nie wyznaczono osób odpowiedzialnych za wpuszczanie pasażerów do samolotu. Nikt też nie sprawdzał jak pasażerowie rozlokowani byli wewnątrz.
Tymczasem żołnierze zamiast stanąć w przejściu wzdłuż całego pokładu samolotu zbili się w grupkę na ogonie maszyny. W efekcie samolot wystartował i w chwilę potem stracił sterowność i runął na ziemię. W wyniku uderzenia o ziemię śmierć poniosło 12 osób, pozostałe 14 osób, w tym piloci odniosło rany i inne obrażenia. Dziś niedaleko miejsca katastrofy znajduje się kamień przypominający o 12 ofiarach tragicznego lotu.
Czy była to tylko bezsensowna śmierć 12 niewinnych osób? Z ludzkiego punktu widzenia każda przedwczesna śmierć jest bezsensowna i należy szukać powodów i przyczyn, które do niej doprowadziły. W przypadku opolskiej katastrofy drobiazgowe śledztwo wykazało szereg zaniedbań i błędów, jakich się dopuścili organizatorzy lotów. Miejmy nadzieję, że wnioski z tego śledztwa przyczyniły się do poprawy bezpieczeństwa na polskich lotniskach sportowych.
Opolska katastrofa z 1984 r. wpisuje się w cały szereg lotniczych katastrof, od których nie były wolne żadne czasy od momentu wynalezienia samolotu. Lotnicze fatum prześladuje nasz kraj od tragicznej śmierci dwóch asów polskiego lotnictwa Franciszka Żwirki i Stanisława Wigury pod Cieszynem w 1932 r. poprzez Gibraltar, a miejmy nadzieję skończywszy na Smoleńsku.
Po drodze było jeszcze ponad 20 katastrof i kilkaset ofiar. Kopernik w 1980 r., Kościuszko w 1987. To tylko te najbardziej znane polskie tragedie lotnicze. Zazwyczaj przyczyną jest awaria, rzadziej błąd pilotów, których przecież mamy jednych z najlepszych na świecie. Zdarza się i tak, jak w Gibraltarze, gdzie udział osób trzecich, choć ciągle nie udowodniony, to jednak wydaje się bezdyskusyjny. Wskazują na to niezliczone wątpliwości i niedomówienia, a także przedłużenie o kolejne 50 lat tajności brytyjskich dokumentów dotyczących tej sprawy.
W słynnym filmie „Ronin” Johna Frankenheimera z Robertem De Niro i Jeanem Reno w rolach głównych, jeden z bohaterów wypowiada kultowe zdanie: „Jeśli są wątpliwości, to nie ma wątpliwości”. Wydaje się, że jest to zasada uniwersalna.