Czy to już koniec Black Sabbath?
W ramach tournée "The End" grupa zagrała 81 koncertów na czterech kontynentach, a gitarzysta Black Sabbath Tony Iommi ujawnił, że z ostatnich występów zostanie przygotowana też płyta koncertowa.
Finałowy koncert zagrali w rodzinnym Birmingham, prezentując 15 nagrań z całego przekroju swojego muzycznego dorobku, zamykając to fenomenalnie wykonanym "Paranoid" - tytułowym utworem z wydanej w 1970 roku płyty. Nie zabrakło takich klasyków jak "War Pigs", "Iron Man" oraz "Children of the Grave".
Kiedy na scenie pojawiają się Ozzy Osbourne, Tony Iommi oraz Geezer Butler, którzy współtworzyli legendarną grupę w 1968 roku i dziś grają takie rzeczy, to bez wątpienia ma się poczucie uczestniczenia w czymś wyjątkowym.
W wywiadzie dla NBC Iommi powiedział też, że zakończenie koncertów wcale nie oznacza definitywnego zawieszenia działalności grupy. - Kończymy koncertowanie, nie zaś istnienie jako Black Sabbath, a to duża różnica - powiedział.
W wywiadzie dla Planet Rock mamy tego potwierdzenie: Jeszcze nie precyzowaliśmy co dalej, byłbym jednak daleki od stwierdzenia, że to koniec Sabbathów.
Iommi zdradził też, że ma odłożonych sporo ciekawych riffów gitarowych, które mogą trafić na jego solową płytę.
W listopadzie 2016 podczas jednego z wywiadów Osborne mówił, że po ostatnich koncertach jest gotów nadal funkcjonować muzyczne nagrywając nowe rzeczy. - To nie ja przechodzę na emeryturę, to Black Sabbath - podkreślił w wywiadzie dla Ultimate Classic Rock.
Przypomnę, że w styczniu w wieku 68 lat zmarł klawiszowiec Sabbathów Geoff Nicholls, który występował w Black Sabbath przez 25 lat.
Po Black Sabbath nic już nie będzie takie same - powiedzą Państwo - kto dziś tak gra, czy w dobie smartfonów, tabletów i studyjnych gadżetów, które czynią cuda z bardzo przeciętnego brzmienia zespołów, dostajemy na scenie równie duży ładunek emocji?
Moi rówieśnicy powiedzą: wszystko już było, dziś żyjemy w świecie coverów, nowych opracowań starych rzeczy... ale młodsi odbiorcy nawet nie zatrzymają się nad taką konkluzją. Oni mają swoich bohaterów, żyją pewnie szybciej, w wielu przypadkach jednak niesie ich witalność, prawo wieku i zaznaczenia swojej obecności właśnie teraz, kiedy mają po dwadzieścia kilka lat.
Życzę, by tworzyli i mogli odbierać rzeczy równie doniosłe.
Kiedy powstawał "Paranoid" Osbourne też miał 22 lata.