O sprawie mówiono już w listopadzie, ale szczegóły poznaliśmy przed kilkoma dniami z ust Grzegorza Dysarza, byłego kierownika biura Informatyki i Ochrony Informacji Urzędu Miasta.
- Urządzenie zostało na wyraźne polecenie zsynchronizowane z telefonem prezydenta oraz adresem e-mail, gdzie miały być przesyłane pliki graficzne – twierdzi Dysarz.
Prezydent Kędzierzyna-Koźla wszystkiemu zaprzecza, ale Dysarz zapewnia, że dysponuje dokumentami, które mają potwierdzać przebieg wydarzeń. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że na krótko przed ujawnieniem całej historii, kierownik otrzymał dyscyplinarne zwolnienie z pracy. Oficjalnie za to, że na początku grudnia nie przyszedł do pracy. Dociekliwi mówią, że powód mógł być jednak inny. Co z tego wyniknie? Dowiemy się pewnie już w nowym roku.
Adam Lecibil