Mniej uważnym słuchaczom, a takich jednak trochę mamy, przypominam, że wspomniane kiełbaski wybrały się za ocean, do Ameryki. Mieszkaniec Frankfurtu Charles Feltman postanowił zmienić klimat i całe swoje życie. Wyjeżdża do Stanów i osiada w Nowym Jorku. Idzie mu tak sobie. Handluje pieczonym przez siebie ciastem, które rozwozi w pobliżu plaży zlokalizowanej na Coney Island. Firma była jednoosobowa, czyli popularna i dzisiaj u nas, a handel typu obwoźnego. Codzienny kierat męczył, a zyski były bardzo małe. Feltman postanowił zmienić branżę. Modernizuje swój wehikuł, mocuje na nim kocioł opalany węglem drzewnym i zaczyna sprzedawać gotowane franfurterki w bułce z dodatkiem kapusty kiszonej i musztardy. Pomysł okazał się trafiony. Za zgromadzone pieniądze otwiera na Coney Island restauracje, która jest wzorowana na kształt niemieckich ogródków piwnych
i taką też nazwę Feltman jej nadał. Ponieważ w tym czasie jest nieopodal budowane sporych rozmiarów centrum zabaw i rozrywki powodzenie interesu wydawało się gwarantowane.
Firma Feltmana rozwija się. Zatrudnia pomocnika Nathana Handwerkera i jednocześnie podnosi cenę swojego towaru o 100%. Wzbudza jednak tym działaniem gniew swoich dwóch współpracowników, którym nadal płaci nędznie. Oni z tego rozwoju nic nie korzystają, a muszą jeszcze drożej płacić szefowi za kanapki, których są smakoszami. Namawiają więc Nathana do otwarcia firmy konkurencyjnej. Trochę to trwało zanim podjął decyzję w tej sprawie. Skalkulował dokładnie całość i w 1916 roku Handwerker rusza z własnym interesem.
Recepturę produktu pomogła mu stworzyć żona ale najważniejszym był pomysł reklamowy Nathana, który namawia lekarz z pobliskiego szpitala na konsumpcję jego frankfurterek za darmo – ale...Ale musieli to robić ubrani w swoje fartuchy i mieć zawieszone stetoskopy.
To był strzał w dziesiątkę. Już bez szczególnego zabiegania i tłumaczenia.
Ludzie widzieli, ze lekarze to jedzą. Wtedy to wystarczało.
Wszystkie te działania mimo odnoszonych czasem sukcesów indywidualnych miały jednak charakter bardzo lokalny. Przełom spowodował dość przypadkowo karykaturzysta koncernu prasowego Hearsta - Tad Dorgan, który jedną ze swoich karykatur wykonał na meczu baseballa. Pomysł tematu podsunęli mu wędrujący po stadionie sprzedawcy oferujący swoje frankfurterki, kiełbaski, gorące jamniczki. Nazwy był różne, każdy ze sprzedawców lansował własną. Tad Dorgan swoją karykaturę podpisał: „Get your hot dogs” – Jedzcie gorące psy!
To był strzał w jedenastkę albo z jedenastki. Zawrotna kariera. Ludzie bardzo szybko się przyzwyczaili do nowej, jednej nazwy – i była ona w dodatku bardzo amerykańska, oczywiście w ich mniemaniu. O Dorganie złośliwi powiadali, że miał trudności z zapisaniem jamniczka po niemiecku i prościej mu było napisać „dog”. Być może było i tak, tym nie mniej szkoda, że obecnie karykaturzyści nie mają takich problemów może i ich prace wniosłyby by coś do masowej kultury światowej.
Posłuchaj: