Ale jak powiada przysłowie: „jaki kto do jedzenia, taki do roboty”, a roboty mamy sporo, tak w leksykonie, jak i w kraju. Historię tego produktu znawcy przedmiotu wywodzą z czasów starożytnych i określają na - ponad 3 tysiące lat.
Bez wątpienia jest to czas, w którym można sporo zrobić, a zwłaszcza ulepszyć. Oczywiście zepsuć też można! I znów nie mamy konkretnego przekazu, kto pierwszy wpadł na pomysł włożenia posiekanego mięsa do zwierzęcego jelita, jednak historyczna droga kiełbasy rozpoczyna się od Babilonu i przez Grecję, Rzym wędruje ona po świecie. Najpierw starożytnym. Nie była to jednak droga, jak by się wydawało - łatwa. Z rzymskiej księgi kucharskiej z 228 r. n.e. dowiadujemy się, że kiełbasa była ważnym elementem posiłku w czasie obchodów święta Fauna, jednak niektórzy dobrze orientujący się w problemach epoki dając upust fantazji naukowej widzą jej związki z seksownością natury ludzkiej i inicjacją seksualną, która często się zdarzała właśnie w Dniu Święta Fauna. Być może dlatego cesarz Konstantyn Wielki zakazał spożywania kiełbas. Rozpoczyna się cicha, rzymska wojna kiełbasiana. Producenci schodzą do podziemia, jak za czasów naszej okupacji. Generalnie wygrywają z władzą, która chcąc nie chcąc wycofuje się z zakazu.
Mimo całej ascetyczności średniowiecza i w tym okresie produkcja kiełbasy rozwija się nieźle. Ówcześni klienci doceniają te wysiłki producentów. Jest zapotrzebowanie – rośnie produkcja. Poszczególne narody zaczynają się specjalizować w określonym asortymencie.
Oczywistym błędem jest wywodzenie kiełbasy suchej ze starożytnego Egiptu, niczego takiego nie odkopano, natomiast w basenie Morza Śródziemnego, już od średniowiecza ten rodzaj kiełbasy jest wytwarzany. I mniej więcej od tego czasu również Niemcy zaczynają się rozsmakowywać w swoich tłustych wurstach, a Szkoci, o których powiada się, że to naród ze swojej istoty - oszczędny, czasem może nawet do przesady - wymyślają kaszankę. I bez obrazy, ale tego się można było po nich spodziewać.
I tak z kawałkiem smakowitej kiełbasy, bez wymieniania jakiej, bo od razu byłoby to lokowanie produktu, docieramy do bohaterki naszego dzisiejszego i jutrzejszego spotkania – frankfurterki.
Nad nazwą nie trzeba się było głowić, tradycyjnie była ona związana z miejscem powołania jej do życia, a był to Frankfurt/Menem ale jak to bywa w takich wypadkach jest kilka wersji, jak się rzecz miała. Jedna powiada, że już w roku 1487 frankfurterka zostaje wyprodukowana, druga, że w początku XVII wieku rzeźnik Johann Georghehner przyjechał do Frankfurtu, już z gotowym wtedy produktem nazywanym dachshund - jamnik. I co do kształtów jesteśmy gotowi się zgodzić, reszta jest do wyboru.
Ponieważ jednak frankfurterki czeka kolejna podróż, i to jeszcze przez ocean, musimy się do tej podróży przygotować. Doradzam również odpowiednie środki na kołysanie, bo niektórym to przeszkadza w jedzeniu. Frakfurterek również.
Posłuchaj: