Oprócz śmierci marynarzy, śledzącym ją widzom w pamięć zapadła głównie polityka informacyjna, jaką prowadziły rosyjskie władze informując o zatonięciu „Kurska”. Przypomniała bowiem najgorsze czasy sowieckie. Zanim po sześciu dniach od wypadku przyznano końcu, że okręt zatonął, a cała załoga zaginęła, łudzono świat uspokajającymi komunikatami, z których miał się rysować obraz pełnej kontroli nad przebiegiem wydarzeń. Dziś jednak wiemy, że od początku zamiast porządku był chaos, zamiast realnej oceny zdarzeń, dominował brak odwagi w przedstawieniu pełnych okoliczności katastrofy, a zamiast szybkiej i sprawnej akcji ratowniczej, odbywało się raczej mocarstwowe prężenie muskułów.
Szybko okazało się, że Rosja nie jest w stanie sama przeprowadzić skutecznej akcji ratowniczej. Dopiero jednak cztery dni po wypadku Moskwa oficjalnie poprosiła o pomoc Norwegię i Wielką Brytanię. Tego samego dnia wicepremier Rosji Ilia Klebanow przyznał też, że na "Kursku" nie ma już śladów życia.
Według oficjalnej wersji, powodem zatonięcia okrętu był wybuch torpedy. Z czasem pojawił się szereg innych hipotez. Mowa o rewolucyjnej, prototypowej torpedzie kawitacyjnej, o zamachu, a nawet o zderzeniu z amerykańskim okrętem podwodnym. Taką wersję przedstawił francuski filmowiec Jean-Michel Carré. Na dowód chęci ukrycia tego faktu przytoczył redukcję rosyjskiego zadłużenia u Stanów Zjednoczonych, do którego miało dojść niedługo po zatonięciu „Kurska”. Według dokumentalisty, była to cena za milczenie…
Nawet jeśli ta ostatnia teoria brzmi nieprawdopodobnie, nie znaczy to wcale, że wcześniej do podobnych incydentów nie dochodziło. W czasach „zimnej wojny” w głębinach mórz trwał nieustający pojedynek okrętów podwodnych, z których część wyposażona była w pociski z głowicami jądrowymi. Zdarzały się sytuacje, gdy jedynie łut szczęścia pozwalał uniknąć tragedii. A to, że „zimna wojna” dobiegła końca, nie znaczy, że od razu zrobiło się pod wodą bezpieczniej!
Dwa lata temu na Atlantyku doszło do incydentu, który mógł mieć daleko idące skutki. W głębinach zderzyły się dwa okręty podwodne. Jeden należał do Francji, a drugi do Wielkiej Brytanii. Na pokładzie obu była broń atomowa… Tym razem skończyło się na nieznacznych uszkodzeniach i obie jednostki wróciły do portów.
Zdarzenie to pokazało jednak, że pytanie o to, czy możliwa jest powtórka tragedii „Kurska”, powinno być chyba zamienione na pytanie o to kiedy do niej dojdzie?
Posłuchaj informacji:
Ireneusz Prochera (oprac. Wanda Kownacka)