By uświadomić sobie wagę jej wyczynu, należy podkreślić, że dotąd okręty podwodne napędzane energią z akumulatorów, co jakiś czas musiały się wynurzyć, by użyć silników diesla do ich powtórnego naładowania. A to oczywiście wystawiało okręt na niebezpieczeństwo wykrycia i zniszczenia. Wprawdzie pod koniec wojny Niemcy wymyślili tzw. „chrapy”, dzięki którym łódź podwodna mogła wystawiać ponad powierzchnię coś, co z grubsza nazwać można by „rurą wydechową” (a zarazem kanałem, którym czerpano powietrze konieczne do pracy silnika spalinowego), jednak rozwiązanie to nie gwarantowało bezpieczeństwa. Inaczej rzecz miała się, gdy można było całymi dniami i tygodniami pozostawać w głębinach! Nic więc dziwnego, że gdy tylko w ramach programu Manhattan zbudowano w USA bombę atomową, pojawiły się też pomysły na inne wykorzystanie energii z rozszczepiania jąder atomów. I dlatego już siedem lat po Nagasaki i Hiroszimie położono stępkę pod pierwszy amerykański okręt z napędem atomowym.
Nieco przewrotnie wybrano dla niego nazwę nawiązującą do pojazdu kapitana Nemo, z klasycznych powieści Juliusza Verne’a „Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi” oraz „Tajemnicza wyspa”. Po raz pierwszy, nie w fantastycznym opowiadaniu, a w realnie działającej konstrukcji wyeliminowano całkowicie konieczność wynurzania się okrętu podwodnego na powierzchnię. Czas jego pozostawania pod wodą od tej pory był ograniczony jedynie… potrzebami i wytrzymałością psychiczną załogi.
Budując tę jednostkę, Amerykanie mieli nadzieję na propagandowy sukces i odzyskanie palmy pierwszeństwa na polu nowych technologii. Ich pozycję mocno nadwyrężył bowiem radziecki program kosmiczny. I rzeczywiście tak się stało. Co więcej, wkrótce do Nautilusa dołączyła druga jednostka, czyli USS „Tryton”, która poszła nawet krok dalej i jako pierwsza okrążyła pod wodą kulę ziemską!
Sowieci, co ciekawe, powtórzyli wyczyn „Nautilusa” dopiero cztery lata później. Pierwszym radzieckim okrętem podwodnym z napędem jądrowym był „Komsomoł Lenina”. Okręt ten, oznaczony numerem taktycznym K-3, przepłynął pod biegunem północnym w 1962 roku.
Od tej pory atomowe okręty podwodne weszły na stałe do arsenałów, już nawet nie tylko największych światowych mocarstw. Przyczyniły się także do rozwoju technologii jądrowych w zastosowaniach cywilnych. Poniekąd utwierdzając postronnych obserwatorów w przekonaniu, że za postęp techniczny przychodzi ludzkości płacić życiem, oraz, że najsilniejszym motorem postępu technicznego pozostaje rozwój narzędzi służących do jego pozbawiania.
Posłuchaj felietonu:
Ireneusz Prochera (oprac. Wanda Kownacka)