Kalifornijskie Laboratorium Napędu Odrzutowego należące do agencji NASA przyznało, że w kosmicznej skali ostatni przelot w pobliżu Ziemi kosmicznej skały można określić jako minięcie naszej planety „o włos”. „2011 MD", bo tak asteroidę nazwano, minęła nas w odległości stanowiącej zaledwie 3 proc. odległości dzielącej Ziemię od Księżyca. Jak dokładnie obliczono, było to 12 070 kilometrów. Co by się jednak stało, gdyby doszło do kolizji ze skałą o długości 20 i szerokości 5 metrów? Zdaniem naukowców, konsekwencje wejścia asteroidy do atmosfery stałyby się poważne jedynie wtedy, gdyby doszło do tego nad terenami zamieszkałymi. Większość przypuszcza jednak, że asteroida najprawdopodobniej eksplodowałaby i rozpadła się w gęstszych warstwach atmosfery. Jak mniej więcej mogłoby to wyglądać, wiemy dzięki badaniu tego, co wydarzyło się 30 czerwca 1908 roku w środkowej Syberii. Właśnie tam doszło do tego, co znamy dziś jako „katastrofę tunguską”. Wedle obowiązującej hipotezy, w atmosferę wszedł tam duży meteor lub niewielka kometa. Jego średnicę oszacowano w granicach od 50 do stu metrów, a prędkość spadania na ok. 15 km/s. Jak twierdzą badacze, mniej więcej na wysokości 25 kilometrów obiekt zaczął się rozpadać, by kilka kilometrów nad powierzchnią ostatecznie eksplodować, zasnuwając niebo pyłem. Nad miejscem katastrofy uniósł się wysoki na 20 kilometrów słup ognia, który przybrał kształt podobny do atomowego grzyba. Wywołana wybuchem fala uderzeniowa przewróciła drzewa na obszarze ponad 2000 kilometrów kwadratowych. Znacznie większą powierzchnię objęły pożary. Świadkowie twierdzą, że w znajdującej się 60 kilometrów od miejsca wybuchu wsi Wanawra osoba siedząca na ławce został odrzucona o kilka metrów! Później ustalono, że siła eksplozji odpowiadała wybuchowi bomby wodorowej o mocy ok. 15 megaton TNT. Wśród związanych z wybuchem niezwykłych zjawisk wymienia się świecenie w Europie nocnego nieba, przy którym można było o północy czytać gazety i książki.
W miarę docierania do opinii publicznej informacji o wydarzenia na Syberii stały się przyczyna snucia mniej lub bardziej naukowych hipotez. Czym naprawdę był "Meteoryt Tunguski"? Zadawali sobie to pytanie nie tylko naukowcy. Jedno z wyjaśnień już przytoczyliśmy. Wśród tych bardziej „fantazyjnych” wymienić należałoby hipotezę głoszącą, że Ziemia zderzyła się z przybyłym z odległych rejonów kosmosu kawałkiem antymaterii lub z mikroskopijnych rozmiarów czarną dziurą.
Nie sposób jednak pominąć i tych, którzy głoszą, że to nie żaden meteoryt, tylko statek kosmiczny, który miał awarię, co swoją drogą powinno nam się chyba wydać krzepiące, bo udowadniałoby, że psują się nie tylko urządzenia będące wytworem ludzkich rąk.
Posłuchaj felietonu:
Ireneusz Prochera (oprac. Małgorzata Lis-Skupińska)