- tak w specjalnym radiowym orędziu do mieszkańców Poznania mówił 29 czerwca 1956 roku Józef Cyrankiewicz, ówczesny prezes Rady Ministrów. Później wskazywał winnych, czyli „ ośrodki imperialistyczne” i „reakcyjne podziemie”, by ostatecznie użyć sformułowania, za które przede wszystkim został zapamiętany. Otóż obiecał tym, którzy podniosą rękę na władze ludową, że ta sama władza im tę rękę odrąbie…I dziś przecież brzmi to szokująco w ustach przedstawiciela, jakąkolwiek by nie była, władzy państwowej!
W 1956 roku mijało jedenaście lat od zakończenia drugiej wojny światowej. Niedawno ogłoszono tryumfalnie zakończenie sześcioletniego planu budowy centralnie planowanej, socjalistycznej gospodarki. Cały aparat propagandowy państwa skupiony był na kreśleniu pomyślnych wizji rozwoju socjalistycznej ojczyzny robotników i chłopów. Tymczasem rozdźwięk pomiędzy tym co obiecywano, a tym co dawano, stawał się coraz większy. Od 1953 roku następowało stopniowe obniżanie stopy życiowej spowodowane zmniejszeniem zarobków, podwyższaniem norm pracy, obcinaniem premii czy likwidowaniem dodatków. Pogorszyły się też warunki pracy, a pojawiły braki w zaopatrzeniu w żywność oraz artykuły przemysłowe. Nic dziwnego, że rosło niezadowolenie. Gdy zmarł Stalin, rozpoczęła się odwilż. Na jej fali ludzie przestali żyć w strachu, a zaczęli upominać się o swoje prawa i o polepszenie warunków życia. I tak doszło do wydarzeń do tragicznych wydarzeń zwanych Poznańskim Czerwcem, czyli do pierwszego w PRL strajku generalnego i demonstracji krwawo stłumionych przez wojsko i milicję. Dotąd potwierdzono co najmniej 58 osób zabitych i zmarłych w konsekwencji odniesionych wówczas ran.
Wprawdzie podobnie, jak w 1953 roku w Berlinie, podłoże protestu było ekonomiczne, ale przyniósł on i daleko idące skutki polityczne. Wypadki czerwcowe były szokiem zarówno dla komunistycznych władz, jak i robotników, którzy boleśnie przekonali się, ile jest prawdy w zapewnieniach propagandy, że to oni teraz są "klasą rządzącą". Nie po raz kolejny przekonując się, że jak władza ludowa mówi, że się władzą podzieli to… mówi. A jak grozi obcinaniem ręki na siebie podniesionej to niestety… nie żartuje.
Posłuchaj felietonu:
Ireneusz Prochera (oprac. Małgorzata Lis-Skupińska)