Tym dzieckiem jest radocha z naszego występu na Euro. Cały ten entuzjazm, który wyłaził nam na twarzy biało-czerwoną wysypką i wyrastał z fryzur komicznymi cylindrami. Po meczu z Grecją gromiłem malkontentów: nie marudzić! było dobrze! remis jest ok, wszak Grecja to wielka drużyna!
Po meczu z Rosją piałem, że to nasz najlepszy występ od lat, bo prawie że daliśmy łupnia nie lada mistrzom, którzy pewnie sięgną i tak puchar Europy – gdy wyjdą z grupy, razem z nami.
Po meczu z Czechami mówiłem: no cóż, szkoda, ale przynajmniej pierwsza połowa była wyśmienita.
Po czasie widzę to jednak trochę inaczej: oto zajęliśmy ostatnie miejsce w najsłabszej grupie turnieju, w którym zagraliśmy i tak za friko, bo prawem gospodarza, więc bez morderczych eliminacji. Wymęczyliśmy zaledwie dwa punkty i wbiliśmy zaledwie dwa gole, cóż z tego, że piękne.
Ale przecież nie tylko piłką człowiek żyje, bo musi jeszcze spać, jeść, pić, pracować i przemieszczać się. Tylko jak? Wczoraj ogłoszono, że w pełni sezonu budowlanego zamierają prace na autostradzie A-4. Nie ma pieniędzy i nie wiadomo, kiedy będą. Ale nie ma też czegoś dużo bardziej ważnego. Ja o tym mówiłem na długo przed mistrzostwami, więc mogliście zapomnieć. To przypomnę.
Otóż nie będzie już terminu, który władze pogania i zobowiązuje. Zniknie bat w postaci daty w kalendarzu. Przeterminują się terminy, ulotni presja, opadnie napięcie. Zaniknie też uwaga mediów, które patrzyły na ręce, poganiały ją, alarmowały. Wraz z ostatnim gwizdkiem Euro 2012 zejdzie z nas napięcie, ale i to co rozbabrane, rozbabranym na długo pozostanie. Czeka nas letarg, sen, bezwład i uwiąd.
I tylko w PZPN będą się długo gryźć o posady. No i może jeszcze ministra Mucha kupi sobie nowy zegarek za premię, jaką otrzyma za wzorowe przygotowanie mistrzostw.
Posłuchaj felietonu: