Ktoś powie: toż to przecież lotnisko, obszar wzmożonego luksusu, Europa, high life, high tech i tak dalej. A ja mówię: wiocha – nie high life. Wiocha, na dodatek chciwa.
Ja rozumem, długoterminowe parkowanie: ktoś leci do Egiptu, zostawia samochód na dwa tygodnie na płatnym parkingu pod terminalem, kupując dzięki temu wygodę i spokój. Ale kilkanaście lub kilkadziesiąt minut pod halą odlotów czy przylotów? Toż lotniska są na peryferiach, placu tam sporo, a i rotacji na parkingu nie trzeba wymuszać jak w centrum, bo przecież tam nie jedzie się na niedzielny obiad czy na kręgle.
Niestety, Polska to jest taki kraj, gdzie każdy każdego chce orżnąć na kilka groszy. Masz kawalątek błotnistej i podziurawionej kałużami parceli, to natychmiast ustawiasz na niej ciecia z długopisem, bloczkiem świstków i dużą kieszenią, żeby napadał na ludzi. To dlatego przestałem robić zakupy w jednej z opolskich Biedronek. I to w tym upatruję upadek domu handlowego Opolanin. Chytry dwa razy traci i kij mu na grzbiet.
Nie chodzę też do knajp, gdzie aby skorzystać z toalety, trzeba najpierw poprosić kelnerkę o żeton. Na zakupy zaś jeżdżę tam, gdzie dużo darmowego miejsca parkingowego i gdzie, aby dostąpić zaszczytu pchania wózka, nie trzeba wpychać mu w gardziel dwózłótówki albo piątki. Ale nie, żebym był taki pazerny, lecz że pazernych nienawidzę.
Skąd to wszystko. Otóż uważam, że w swym pojmowaniu kapitalizmu nie wyszliśmy jeszcze poza takie prostackie rozumienie tego ustroju, jakie prezentowali lektorzy WUMLU, czyli Wieczorowych Uniwersytetów Marksizmu i Leninizmu. Ja się nie nabijam, było coś takiego. A zresztą jest i dziś, tylko w innej formie. Skoro na samym warszawskim uniwerku są tak zwane „gender studies”... Ale do puenty, która brzmi, że szczytem szczytów chytrości jest płatny parking przy największym szpitalu w województwie. No cóż, ktoś widocznie był bardzo pilnym uczniem WUML.