Amerykański sąd rozpatruje spór młodych sieciowych biznesmenów tak drobiazgowo, że analizuje nawet daty maili, jakie do siebie wysyłali. Czy u nas jakikolwiek sąd zechciałby czytać maile kłócących się o prawa własności przedsiębiorców? No, może tylko wtedy, gdyby jeden drugiemu uciął głowę.
Przypominam ten epizod po to, aby uświadomić nam, jak bardzo poważnie w niektórych krajach traktuje się internet. Na przykład w Stanach Zjednoczonych. Jak czytam, nie ma szans na to, aby Amazon - amerykański gigant handlu sieciowego - wszedł w tym roku na polski rynek. To efekt dramatycznie słabych wyników pilotażu z Pocztą Polską i opóźnień w budowie autostrad.
Otóż wskaźnik zwrotów przesyłek z powodu ich uszkodzenia przekroczył akceptowany przez tę firmę poziom. Amazon w krajach, w których działa, toleruje wynik tylko poniżej 1 proc. A w Polsce ten odsetek jest dużo wyższy.
Do tego dochodzi stan polskich dróg. Amazon, jak zresztą wiele amerykańskich spółek, ma bowiem zupełnie inną politykę kontaktów z klientami. W Polsce jak sklep internetowy się spóźni z dostawą jeden dzień, to nikt nawet nie pomyśli, że to jakiś problem. Może ktoś przeprosi, gdy miną trzy dni.
Natomiast skupione w Amazonie sklepy mają zasadę, że za każde opóźnienie dają klientowi w ramach przeprosin solidny rabat. Z obliczeń, jakie wykonał dział logistyki Amazona wynika, że przy obecnym stanie dróg i przede wszystkim przy paraliżujących ruch budowach, do biznesu w Polsce trzeba by zbyt dużo dokładać. Giganta wykończyłyby same tylko rabaty.
I tak to już jest. Mamy ministra od transportu, którego nie mają USA, a nie mamy dróg. Mamy ministra od cyfryzacji, a ja od 9 lat nie mogę się doprosić internetu od Tepsy, która zresztą zmienia teraz nazwę, bo stała się pomarańczowa.
Szkoda, że nie różowa. Wtedy zmieniłbym orientację seksualną, a notoryczne odmowy założenia mi linii przedstawiłbym krzykliwie jako dyskryminację.
Co pewnie poskutkowałoby błyskawiczną wizytą ekipy montażowej i jakąś długoterminową promocją.
Posłuchaj felietonu: