No cóż, tam gdzie popyt, tam i podaż, wiedzą o tym od Pekinu po Alaskę, gdzie w indiańskich rezerwatach plastikowe miniaturki totemów noszą nadruk: Made in China.
Zostawmy jednak te globalne kwestie globalnym instytucjom oraz włoskim organom ścigania, i skupmy się na naszym polskim tu i teraz. A jakby tak przenieść obyczaj czczenia relikwii do świata naszej polityki? Co wkładano by do srebrnych relikwiarzy, kunsztownych medalionów, kryształowych flakonów? Nie sądzicie, że rysuje się to wielkie bogactwo możliwości?
Weźmy relikwie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, które sądząc po wielkiej społecznej nostalgii za tamtymi czasami, cieszyłyby się zapewne dużym wzięciem. Co czciłby elektorat SLD? Łupież z łysiny towarzysza Gomułki? Gwiazdkę z pagonu generała Jaruzelskiego? Strzęp kartki na wódkę ze stanu wojennego? Paznokieć wyrwany AK-owcowi przez oficerów przodującego ustroju? A może paznokieć obgryziony z nerwów w kolejce po papier toaletowy?
No a w wolnej już Polsce co mogłoby awansować do miana relikwii? Drzazga odłupana z Okrągłego Stołu? Włos z wąsa Lecha Wałęsy? Frędzel z białego mokasyna model "bussiness 1991"? Skarpetki, w których mieli być puszczeni Bagsik z Gąsiorowskim i im podobni? Mityczna setka wódki, którą Adam Michnik spełnił bruderszaft z Kainem? Guma z majtek Anastazji Potockiej? A może komórka tłuszczowa, jedna z miliardów, zrzucona przez Aleksandra Kwaśniewskiego przed wyborami 1995 i 2000 roku? Lub kłak z grzywy Lwa? (mowa oczywiście o Lwie Rywinie). A z nowszych: ząb jadowy Jarosława Kaczyńskiego i urwane skrzydełko Muchy. Tej ministry...
Ale najciekawsze, kto pierwszy zacząłby takie polskie relikwie podrabiać. Chińczycy z Tajwanu? Ruscy zza Uralu? A może nasi drobni biznesmeni spod Jasnej Góry?
Posłuchaj felietonu: