Oczywiście, chodziło mu o mistrzostwa w piłce nożnej, a nie walutę... Że niby my, Polacy, do zawodów zepniemy się, a potem... niech się wali, pali, grzmi...
Ten ktoś, mimo że wygadany, nie miał racji. Bo po pierwsze, nie zepniemy się jednak do tych mistrzostw tak, jak spiąć by się należało. To znaczy: na pewno nie na tip-top. A po drugie, po ostatnim gwizdku nie nastąpi żaden potop. A co?
Otóż coś zupełnie przeciwnego do kataklizmu...
A mianowicie - letarg. Sen. Bezwład. Uwiąd. Odpoczynek. Lenistwo. Marazm. Odsapka... Proszę mi wybaczyć, ale nie potrafię wytrząsnąć z głowy kolejnych wyrazów na określenie tego, co będzie. To znaczy, kilka bym jeszcze może wytrząsnął, ale one takie niecenzuralne, że to mnie by zaraz wytrząśnięto z anteny.
Skąd to moje przekonanie? Ano stąd, że nie będzie już terminu, który władze pogania i zobowiązuje. Zniknie bat w postaci daty w kalendarzu. Przeterminują się terminy, ulotni presja, opadnie napięcie. Zaniknie też uwaga mediów, które teraz patrzą na ręce władzy, poganiają ją, sumują nieoddane kilometry dróg i alarmują z powodu afer i aferek. Wraz z ostatnim gwizdkiem Euro 2012 odetchniemy wszyscy tak, jak się oddycha po wyjściu ostatniego gościa z zakrapianych imienin i pójdziemy zmęczeni lulać. Psychologicznie jest to jak najbardziej uzasadnione, bo każdy materiał, a zwłaszcza ludzki, ma swoją granicę zmęczenia.
Tak więc najpewniej to co rozbabrane, rozbabranym pozostanie. Może nie na wieki, ale na długo. Zamiast potopu będzie stagnacja. CBDO, czyli.... co było do udowodnienia.