Jak tu samemu sobie przyznać hrabiowski tytuł, a może nawet – a co mi tam! - zostać księciem lub nawet arcyksięciem. Chciałbym do tego dołożyć jakieś splendory naukowe, bo proszę posłuchać, jakby to dostojnie brzmiało: doktor habilitowany redaktor hrabia Zbigniew Górniak. Kupiłem sobie właśnie japońską drukarkę, umiem osługiwać pakiet Office, co mi tam wydrukować sobie stosowny dyplom.
A może dorzucić do tego jeszcze stopień wojskowy? Jak myślicie? I najlepiej z marynarki wojennej, bo taki „komandor” to jednak brzmi dostojniej niż major. A zatem: doktor habilitowany, komandor, redaktor hrabia Zbigniew Górniak...
Że operetkowo i pretensjonalnie? Ależ o to właśnie mi chodziło.
Ten felietonowy rozbieg był mi potrzebny jako podmurówka do rozważań na temat nowego pomysłu rządu, który – nie wiem, czy w bezsenne noce – ale taż kombinuje, jak tu nadać rangę autostrady tym kilku kawalątkom zastępczych, umownych dróg, jakie w ciągu pięciu lat udało mu się zmajstrować. Rzecz w tym, że rząd pragnie, aby można było oddać do użytku, nazywając to autostradą, drogę szybkiego ruchu, która nie spełnia standardów autostrady. Bo nie ma na niej stosownych zjazdów, bo nawierzchnia nie taka, jak należy, bo nie zdążyło się pobudować przy niej stacji benzynowych, ani tak zwanych MOP-sów, czyli Miejsc Obsługi Podróżnych. Zamiast MOP-sa mamy klopsa, i ludzie Tuska chcą teraz zaczarować rzeczywistość oraz język polski.
Oczywiście, język zniesie wszystko, można nazwać autostradą wiejską dziurawą, błotnistą drogę. Można nazwać hotelem przeciekający szałas, a budę z frytkami – restauracją. Ba, taka buda może nie mieć nawet toalet, wentylacji, ogrzewania, okien, stołów, ani krzeseł, a jak nam przyjdzie ochota, to jej przyznamy pięć gwiazdek.
Jak nazwać ten etap rozwoju państwowości polskiej, w który właśnie wprowadzają nas pijarowcy rządu? Demokracją bajkową?
To mówiłem ja, doktor habilitowany, komandor, redaktor hrabia Zbigniew Górniak...
Posłuchaj felietonu: