Otóż jak podają światowe agencje, Cecilia Malmström, komisarz UE ds. wewnętrznych ogłosiła, że stosowane w Czechach mierzenie erekcji uchodźcom jest nie do pogodzenia z prawem UE.
Tak, nie przesłyszeli się państwo. Czeskie władze wymyśliły unikalny sposób na sprawdzenie, czy są oszukiwane przez uchodźców, którzy jako przyczynę ucieczki ze swej ojczyzny podali prześladowania z powodu swojej homoseksualnej orientacji.
Uciekinierowi puszcza się filmy pornograficzne z kobietami, a specjalne urządzenie zamontowane w jego okolicy intymnej mierzy poziom, że tak powiem – mhm... zainteresowania akcją.
Jeśli zainteresowanie jest – mhm... powiedzmy - krzepkie, to znaczy że nie jesteś gejem-uciekinierem, lecz oszustem, który chce wyłudzić azyl i wszelkie wynikające z niego korzyści. Jeśli zainteresowanie jest.. mhm... miękkie... to znaczy, że nie interesują cię kobiety, a to dowód na twoje gejostwo: możesz zostać w Pradze, cieszyć się jej urokami i zasiłkiem od państwa.
Powtarzam: ja tu nie opowiadam któregoś ze słynnych czeskich filmów, o których wszyscy wiemy, że tam nikt nic nie wie. Ja mówię o czeskiej rzeczywistości Anno Domini 2012, choć nie wiem, czy w przypadku tego bezbożnego kraju zwrot Anno Domini jest akurat najwłaściwszy.
Ale nie o to mi dziś chodzi, że Czesi naruszają prawa człowieka, czy że nie chodzą do kościoła... Przyganiał zresztą kocioł garnkowi.
Chodzi mi o to, że przez nasze światłe elity są Czechy przedstawiane jako oaza praktycyzmu, życiowej mądrości, tak pożądanej świeckości państwa, wszechobecnej tolerancji, co rzekomo tak bardzo różni ich od rozmodlonych, broczących cierpieniem i machających szabelką Polaków. A tu proszę, metody jak ze średniowiecznej izby tortur.
To ja już wolę nasze polskie zacofanie. U nas gość w dom to nadal Bóg w dom. I nikt nie ośmieli mu się mierzyć siusiaczka.
Posłuchaj: