Decyzja armii jest efektem wydanego pod koniec czerwca wyroku Sądu Najwyższego, który orzekł, że nie ma prawnych podstaw do praktykowanego od lat zbiorowego zwalniania studiujących w jesziwach ultraortodoksów od obowiązkowej w Izraelu służby wojskowej i nakazał rządowi, by zaczął ich powoływać do armii.

Wysyłanie zawiadomień jest pierwszym elementem wielomiesięcznego procesu poboru do armii. Wojsko nie podało, kiedy ultraortodoksyjni mężczyźni mają rozpocząć służbę, ani ilu z nich zostanie powołanych do armii. Minister obrony Joaw Galant zapowiadał wcześniej, że wezwania będą rozsyłane dopiero od sierpnia.

Religijni i polityczni przywódcy charedim (w tym przywódcy partii wchodzących w skład rządzącej koalicji) gwałtownie sprzeciwiają się poborowi w tej grupie. Zniesienie zbiorowego zwolnienia od służby wojskowej tej społeczności popiera jednak większość izraelskich Żydów. Izrael od ponad dziewięciu miesięcy prowadzi wojnę w Strefie Gazy, rośnie też zagrożenie na północy kraju, do armii powołano ponad 300 tys. rezerwistów, co wzmacnia poczucie, że wyjątkowe traktowanie charedim nie jest sprawiedliwe - komentuje portal Times of Israel.

Zapowiedzi poboru wywołały falę gwałtownych protestów ultraortodoksyjnych Żydów. Ich przywódcy podkreślają, że służba wojskowa jest niezgodna z ich sposobem życia, a przez pobór młodzi mężczyźni mogą odejść od wiary.

We wtorek kilkuset charedim zablokowało w Bnej Brak w środkowym Izraelu jedną z głównych autostrad w kraju. Demonstrantów rozpędził oddział policji na koniach, aresztowano dziewięć osób - relacjonowała agencja AP.

W zamieszkiwanym w większości przez ultraortodoksyjnych Żydów Bnej Brak w nocy z poniedziałku na wtorek tłum otoczył samochód, którym ze spotkania w sprawie poboru wracało dwóch wysokich oficerów izraelskiego wojska. Auto zostało obrzucone butelkami i innymi przedmiotami, na oficerów krzyczano "mordercy" - informował dziennik "Haarec".

Z Jerozolimy Jerzy Adamiak (PAP)

adj/wr/