Kandydująca na prezydenta Gdyni Aleksandra Kosiorek (Gdyński Dialog) jest sprawczynią jednej z największych sensacji wyborów samorządowych w Polsce - wygrała pierwszą turę wyborów w tym mieście, uzyskując 34,43 proc. głosów. Wraz z kandydatem Koalicji Obywatelskiej - Tadeuszem Szemiotem (25,85 proc.) weszła do drugiej tury, pokonując urzędującego od 26 lat na funkcji prezydenta miasta Wojciecha Szczurka (23,53 proc.).

PAP: W Gdyni są pokładane duże nadzieje w zmianie u władzy. Gdynianie spodziewają się radykalnego resetu zwłaszcza w stylu zarządzania stosowanego przez lata przez Wojciecha Szczurka. Co pani im zaoferuje?

Aleksandra Kosiorek: Sformułowanie "radykalny reset" bardzo dobrze wpisuje się w to, co planuję. To nie jest odcięcie się od tego, jak Gdynia przez lata się rozwijała, ale właśnie od sposobu prowadzenia polityki miejskiej. Samorządność (ugrupowanie Samorządność Wojciecha Szczurka – przyp. PAP) twierdziła, że nie jest partią polityczną, ale tak naprawdę działała w systemach czysto partyjnych. Po prostu nie byli zarejestrowaną partią polityczną. To chcę zmienić. Myślę, że mieszkańcy wierzą w to, że naprawdę mam taką szczerą intencję. Wszyscy się martwili, że w tych wyborach Gdyński Dialog nie dostał takiej liczby mandatów, żeby mieć samodzielną większość, ale ja nie uważam, aby ktokolwiek miał samodzielną większość. Dobrze, że tak się stało, bo w Gdyni musimy nauczyć się polityki od nowa i to jest najważniejsze wyzwanie, które stoi przed naszymi radnymi. My się przyzwyczailiśmy do prezydenta, który nadaje ton polityce i rozwojowi miasta, a rada służy do tego, aby jego decyzje akceptować, a dobrze wiemy, że samorząd i te podstawy konstytucyjne dotyczące samorządu terytorialnego przewidują dokładnie coś innego. Chciałabym wejść w rolę menedżera, który będzie dobrze realizował, to co rada miasta zaproponuje mieszkańcom.

PAP: Czyli nie wyklucza pani współpracy pomiędzy ugrupowaniami w radzie miasta, gdzie przewagę ma KO?

A.K.: Nie lubię słowa "wykluczać". Współpracę od początku zakładam, bo każdy z radnych jest głosem swoich wyborców. Z takich rzeczy, na które mogę mieć wpływ, ale w formie nacisku, a nie decyzji, to zmuszenie radnych do kontaktów z mieszkańcami w toku kadencji. Mnie się bardzo nie podobało, to że radni Samorządności pojawiali się tylko w kampanii wyborczej, a potem nie było możliwości nawiązania z nimi kontaktu. Sama kiedyś próbowałam rozwiązać problem w mojej dzielnicy, przyszłam na dyżur radnego, który miał być w urzędzie miasta i radnego nie było na tym dyżurze. Uważam to za niedopuszczalne. Trzeba przywrócić takie funkcjonowanie miasta, które było założeniem w projekcie samorządu terytorialnego.

PAP: Według opinii wielu gdynian, kluczową kwestią, która spowodowała porażkę wyborczą Wojciecha Szczurka był dobór jego zastępców. Pani wspomniała o jednym nowym zastępcy – Bartłomieju Austenie z Gdyńskiego Dialogu. Czy są już wybrani pozostali?

A.K.: Rozmawiałam już z kilkoma osobami, które są ekspertami w swoich dziedzinach i nie boją się ciężkiej pracy na rzecz Gdyni. Dopuszczam taką możliwość, że wiceprezydentem będzie człowiek niepochodzący ze środowiska Gdyńskiego Dialogu, żeby dać taki sygnał, że od poniedziałku (22 kwietnia – przyp. PAP) w Gdyni będzie inaczej.

PAP: Mieszkańcy zgłaszają problem ze Strefą Płatnego Parkowania, która objęła praktycznie całe miasto i trzeba płacić, w przeciwieństwie do innych miast, również w weekendy. Jakie pani ma propozycje w tej kwestii?

A.K.: Chcemy, żeby parkowanie w weekendy było bezpłatne. System, jaki obecnie obowiązuje, czyli że mieszkańcy mogą zgłosić się do Zarządu Dróg i Zieleni, żeby mieć bezpłatne miejsce w niedziele, to tylko produkowanie pracy dla urzędników. Osobiście jestem przykładem, że mi wprowadzono Strefę Płatnego Parkowania w dzielnicy, w której mieszkam, bez konsultacji z mieszkańcami i w miejscu, gdzie rotacja nie była potrzebna. U mnie nikt nie parkował, poza mieszkańcami, a mamy dzisiaj strefę, w dodatku miejsc jest za mało. W takich miejscach strefę trzeba będzie likwidować. Są natomiast takie miejsca, gdzie strefa pomogła z uwagi na turystów, czego przykładem jest dolne Orłowo. Trzeba pomyśleć o mądrym wytyczeniu strefy. Chciałabym w tej sprawie zrobić konsultacje. Pomyłką jest też czas obowiązywania strefy w godz. 8-20, bo służy ściąganiu haraczu z mieszkańców, gdyż z pracy wracamy wcześniej. Godziny obowiązywania strefy powinno zredukować się do godz. 17. Problemem jest strefa przy cmentarzu witomińskim, bo tam w ogóle nie trzeba wprowadzać rotacji, gdzie jest ściągany haracz z żałobników. W przypadku miejsc handlowych – Placu Górnośląskiego i Hali Targowej – przedsiębiorcy chcą, żeby pierwsze pół godziny było bezpłatne.

PAP: Prawie 1 miliard zadłużenia Gdyni pozwoli na takie szafowanie finansami?

A.K.: Na pewno kosztem oszczędności na innych rzeczach. W ostatnich latach było tyle niepotrzebnych inwestycji i wydatków, że będzie gdzie ścinać bez szkody dla mieszkańców. Natomiast też mam świadomość tego, że to się nie wydarzy w ciągu jednego miesiąca.

PAP: Co w takim razie z długiem Gdyni? Wspominała pani o audycie.

A.K.: Działania powinny przebiegać dwutorowo – z jednej strony zrezygnowanie z tych wydatków, które nie są konieczne – np. przysłowiowe białe kółka wymalowane na betonie na końcu Skweru Kościuszki, czy priorytetyzowanie inwestycji.

Zakładam redukcję wydatków tam, gdzie to będzie możliwe, a z jednocześnie zwiększenie przychodów – musimy ściągać do miasta młode rodziny. Z drugiej strony ucieka nam biznes z Gdyni – strefa przemysłowa, jaką jest ulica Hutnicza – ok. 3 tys. przedsiębiorców, ale ci zaczynają uciekać do Rumi, bo warunki prowadzenia biznesu w Gdyni są bardzo trudne z uwagi na kontakt i przeszkody stawiane przez urząd. Mamy też do wykorzystania teren Polifarbu (w dzielnicy Wielki Kack – przyp. PAP), gdzie można by stworzyć nową strefę przemysłową. To powinno powstawać równocześnie z Obwodnicą Metropolitalną i S6. Nie jest wykorzystany potencjał Pomorskiego Parku Technologicznego, gdzie część lokali stoi pusta z uwagi na ceny wynajmu.

PAP: Wojciech Szczurek forsował lotnisko w Gdyni - Kosakowie, gdzie zainwestowano 100 mln zł, a Komisja Europejska uznała, to za niedozwoloną pomoc publiczną. Co dalej z tym projektem?

A.K.: Uważam, że w sprawie lotniska powinno powiedzieć się stop. Nie ma sensu brnąć w to. Cały czas płacimy koszty procesu. Nie istnieje lotnisko, a spółka w likwidacji dalej wypłaca pensję dyrektorowi. W tym temacie trzeba postawić kropkę. (PAP)

Autor: Krzysztof Wójcik

kszy/ sdd/ mhr/