Bułgaria przed niedzielnymi wyborami parlamentarnymi - ciężka sytuacja gospodarcza i handel głosami
Ugrupowania, które wejdą do parlamentu zawrą prawdopodobnie kruchy kompromis, ale nie potrwa on długo i nie zapowiada to korzystanych rozwiązań dla kraju - prognozuje socjolog prof. Antoni Todorow.
Udział w wyborach zapowiedziały 22 partie i sześć koalicji. Różnice w programach głównych ugrupowań, mających szanse na wejście do liczącego 240 miejsc parlamentu, z wyjątkiem prorosyjskiej formacji Wazrażdane (Odrodzenie) są niewielkie.
Partie domagają się podniesienie płac, stabilizacji finansowej i fiskalnej, wejścia do OECD i strefy euro, zachowania podatku liniowego, dywersyfikacji źródeł energii i zagwarantowania dostaw gazu i ropy.
W programach są też drobne różnice. Centroprawicowa partia GERB obiecuje np. 1400 euro średniej płacy i 600 minimalnej (obecnie płaca minimalna wynosi 363 euro). Lewicowa Bułgarska Partia Socjalistyczna (BSP) domaga się zróżnicowanej stawki podatku VAT i waha się, gdy musi wypowiadać się o polityce Moskwy. Dla centrowej partii byłego premiera Kiriła Petkowa Kontynuujemy Zmiany walka z korupcją jest jednym z głównych priorytetów.
Główne partie praktycznie powtarzają dotychczasowe programy, żadna nie zdecydowała się na samokrytykę - uważa prof. Todorow.
Największe ugrupowania, z wyjątkiem Wazrażdane, która liczy na co najmniej 10 proc. głosów, aprobują sankcje nałożone na Rosję i wyrażają obawy przed eskalacją operacji wojskowych w pobliżu granic kraju.
Tymczasem sytuacja gospodarcza w kraju jest ciężka. Od wejścia do UE w 2007 roku Bułgaria pozostaje na ostatnim miejscu pod względem dochodów. 1,5 mln obywateli żyje poniżej progu ubóstwa. Oficjalnie inflacja wynosi około 17 proc. w skali roku, ale zdaniem ekspertów naprawdę sięga ona 30 proc. Sytuacja demograficzna jest dramatyczna, Bułgaria należy do krajów, w których populacja kurczy się najszybciej na świecie. Liczba ludności z prawie 9 mln w latach 80. spadła ostatnio poniżej 7 mln.
Bułgarzy nie mają też poczucia bezpieczeństwa energetycznego. Dostawy gazu na sezon zimowy nie są zagwarantowane, może też zabraknąć opału.
W tej sytuacji kwitnie handel głosami wyborców, głównie w małych miejscowościach i romskich dzielnicach. Z danych policji wynika ,że głos, który półtora roku temu można było kupić za 50 lewów (25 euro) obecnie kosztuje już 100-150 lewów (50-75 euro).
Ewgenia Manołowa(PAP)
man/ fit/ jar/