Rzońca dla "Naszego Dziennika": Obronić suwerenność
Rzońca został zapytany przez "Nasz Dziennik", czy w przypadku propozycji rezygnacji z zasady jednomyślności w głosowaniach dotyczących kluczowych kwestii w Radzie UE możemy mówić o zaskoczeniu. Jak podkreślił europoseł, "nie jest to żadne zaskoczenie".
"Wszystkie sytuacje, z jakimi mamy do czynienia w Parlamencie Europejskim, prowadzą do tego, żeby stworzyć jedno europejskie państwo, żeby pozbyć się różnicy zdań, ograniczyć dyskusje, żeby w Unii Europejskiej była tylko jedna narracja: niemiecko-francuska" – zwrócił uwagę.
Dodał, że "to w bardzo jasny sposób wyraziła przewodnicząca Ursula von der Leyen". "Wprawdzie nie wymieniła Polski czy Węgier, ale powiedziała wyraźnie, że trzeba pójść o krok dalej i stworzyć sytuację, w której mniejsze państwa członkowskie nie będą miały za wiele do powiedzenia, nie będą przeszkadzać w dominacji Berlina oraz Paryża, które przy wsparciu Brukseli stworzą sobie taką Unię, jaka się będzie im podobać. To jest oczywiście absurdalny pomysł, biorąc pod uwagę chociażby kryzysy, jakie w ostatnich latach dotknęły Unię Europejską – pod monopolem kanclerz Angeli Merkel" – ocenił europoseł.
Na uwagę dziennikarza, że dyktat Berlina i Brukseli jest coraz mocniejszy, Rzońca odpowiedział, że "nie możemy dopuścić do sytuacji, w której Unia miałaby się stać jednorodnym państwem, w którym brak jednomyślności byłby wykluczony, w którym małe kraje – wolne narody, nie miałyby nic do powiedzenia, gdzie zniknęłyby wartości chrześcijańskie". "Powinniśmy podnieść alarm na cały świat" – stwierdził.
Pytany o dokument, w którym 13 państw członkowskich UE wspólnie sprzeciwiło się "nieprzemyślanym i przedwczesnym próbom" zmiany unijnego traktatu, europoseł zaznaczył, że "traktaty unijne są zagrożone, są wypaczane, omijane czy też w ogóle nieuwzględniane".
"I to jest właśnie brak praworządności Unii Europejskiej, kiedy Guy Verhofstadt ze swoją liberalną ekipą nie odnoszą się do traktatów, a nie sytuacja w Polsce czy na Węgrzech. Postawa wspomnianych 13 krajów to jest zdrowy odruch i ocena kunktatorstwa niemiecko-francuskiego. Jednocześnie było to zrobione po to, żeby sprawdzić, które kraje unijne mają jeszcze w sobie pokłady zdrowego patriotyzmu, odniesienia do historii, do dziedzictwa kulturowego" – wyjaśnił. (PAP)
dap/ joz/