Wypadek prywatnego helikoptera w Domecku: dwie osoby zginęły, trzecia w stanie ciężkim trafiła do USK. Na miejscu pracują służby
Dwie osoby zginęły, trzecia została przetransportowana do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Opolu. Jej stan jest bardzo poważny. Przyczyny katastrofy będzie wyjaśniać specjalna komisja badania wypadków lotniczych z Katowic.
- Informację o zdarzeniu otrzymaliśmy po godz. 9:30 - mówi st. kpt. Bartosz Raniowski, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 2 w Opolu. - W Domecku przy ul. Opolskiej 21 doszło do zdarzenia z udziału statku powietrznego, jest to śmigłowiec. Najprawdopodobniej prywatny helikopter, z tego, co wiemy, do lotu zarejestrowane były trzy osoby.
- Na tę chwilę nie mamy więcej informacji, żeby tym helikopterem miało lecieć więcej osób. Helikopter ten rozbił się na polu, więc nie mamy informacji o innych poszkodowanych osobach - dodaje st. sierż. Dariusz Świątczak z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.
Śmigłowiec leciał prawdopodobnie z okolic Lublińca (woj. śląskie) w kierunku Ziębic w województwie dolnośląskim.
Jak mówią świadkowie zdarzenia, helikopter kołował nad zabudowaniami, a później spadł na pole. - Musiało się do góry coś stać, był straszny huk motoru. Leciało to nad kukurydzą, krążył nad parkiem i z powrotem. Trwało to może z 5 minut. Jak krążył, może szukał, gdzie lądować. To były sekundy. Widziałam jak spadł, to był ogromny huk. Wyszedłem na balkon, cała maszyna leciała i spadała.
Miejsce zdarzenia jest zabezpieczone, pracują tam policyjni technicy i prokurator.
- Na tę chwilę nie mamy więcej informacji, żeby tym helikopterem miało lecieć więcej osób. Helikopter ten rozbił się na polu, więc nie mamy informacji o innych poszkodowanych osobach - dodaje st. sierż. Dariusz Świątczak z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.
Śmigłowiec leciał prawdopodobnie z okolic Lublińca (woj. śląskie) w kierunku Ziębic w województwie dolnośląskim.
Jak mówią świadkowie zdarzenia, helikopter kołował nad zabudowaniami, a później spadł na pole. - Musiało się do góry coś stać, był straszny huk motoru. Leciało to nad kukurydzą, krążył nad parkiem i z powrotem. Trwało to może z 5 minut. Jak krążył, może szukał, gdzie lądować. To były sekundy. Widziałam jak spadł, to był ogromny huk. Wyszedłem na balkon, cała maszyna leciała i spadała.
Miejsce zdarzenia jest zabezpieczone, pracują tam policyjni technicy i prokurator.