Warszawianie w stolicy ulegli 17-krotnemu mistrzowi Polski po niezwykle zaciętych spotkaniach najpierw 74:81, a we wtorek 63:66, choć prowadzili przez większą część drugiego pojedynku.

Nie zdołali we wtorek ograniczyć, szczególnie w drugiej połowie, kontrataków wrocławian (w całym meczu z kontry Śląsk zdobył 16 pkt, a gospodarze tylko dwa) i zatrzymać lidera Travisa Trice'a. Amerykanin w ostatnich 180 sekundach trafił dwa razy za trzy punkty, a w całym meczu uzyskał 21 punktów, miał dziewięć zbiórek i nie popełnił żadnej straty.

„Nie przegrywaliśmy jeszcze w play off w tym sezonie i to jest trudna dla nas sytuacja, ale w finale gra się do czterech zwycięstw, nic nie jest przesądzone, tym bardziej, że każdy mecz był bardzo zacięty. W ostatnim za wolno wracaliśmy z ataku do obrony, popełniliśmy niepotrzebne straty. To są naprawdę małe rzeczy, które trzeba poprawić. Musimy zagrać twardo przez 40 minut” - dodał jeden z liderów Legii Cowels, który w play off zdobywa średnio 15 pkt.

Wiary w sukces nie traci też szkoleniowiec Legii Wojciech Kamiński, który po ostatniej minimalnej przegranej był bardzo zawiedziony, choć stołeczny klub ma bardzo udany sezon. Legia awansując do finału zdobyła pierwszy medal od 1969 r. (wówczas była mistrzem kraju i dotarła do ćwierćfinału Pucharu Europy).

„Wygraliśmy w tym sezonie dwa razy we Wrocławiu (raz w sezonie zasadniczym i raz w finale - PAP), więc chcemy to zrobić po raz trzeci. Nie spuszczamy głowy, będziemy walczyć, nie chcemy kończyć sezonu już w piątek. Z każdym meczem uczymy się grać przeciwko Śląskowi. W Warszawie obydwa spotkania decydowały się w samych końcówkach, by wygrać kolejny mecz we Wrocławiu musimy się skupić na detalach” - powiedział Kamiński.

Cowels, który w polskiej lidze występuje trzeci sezon (poprzednie dwa w Spójni Stargard), uważa, że kluczowe jest zachowanie energii przez zespół.

„Zachowanie energii to klucz do zwycięstwa. Potrzebna jest do tego koncentracja, wzajemne zaufanie, zespołowa gra. Wiemy o co walczymy, dla klubu, dla siebie, pamiętamy, co zrobiliśmy w tym sezonie i nie chcemy tego zepsuć” - dodał.

31-letni zawodnik emocjonalnie reaguje na parkiecie i gra z wielkim zaangażowaniem.

„Moje emocje są prawdziwe i myślę, że koledzy, kibice, to czują. Uwielbiam koszykówkę, rywalizację. Mam nadzieję, że to moje zachowanie daje zespołowi energię” - dodał koszykarz, który w karierze zdobył już dwa brązowe medale występując w lidze fińskiej i holenderskiej, był uczestnikiem Meczu Gwiazd w lidze francuskiej i był królem strzelców ligi w Nowej Zelandii. O złoto gra jednak po raz pierwszy.

Olga Przybyłowicz (PAP)

olga/ krys/