Tokio/lekkoatletyka - Kszczot do Dobka: marzyłem o takim medalu dla siebie
"Mamy w końcu pierwszy w historii Polski medal w biegu na 800 m. Patryk Dobek zafundował nam festiwal zimnej krwi. Wyczekał to, przechodził od bandy, na dużym ryzyku. Opłacało się. Brązowy medal. Patryk gratuluję - czapki z głów. Bardzo marzyłem o takim medalu dla siebie przez wiele lat, ale cieszę się równie mocno z tego, co dzisiaj zrobiłeś. Naprawdę rewelacyjny bieg. Historia tworzy się na naszych oczach" - powiedział Kszczot, który z powodu słabej dyspozycji nie pojechał do Tokio.
Obu zawodników łączy trener - Zbigniew Król. To właśnie pod jego okiem Kszczot osiągał największe sukcesy w karierze - m.in. dwa razy wywalczył srebrny medal MŚ. W 2019 roku postanowił jednak coś zmienić w swoim sportowym życiu i zaczął trenować razem z Marcinem Lewandowskim. Najpierw u jego brata Tomasza, a później u Piotra Rostkowskiego.
Z kolei historia Dobka jest jeszcze bardziej zdumiewająca. Jest on odkryciem tego sezonu. Wcześniej specjalizował się w biegu na 400 m ppł. Wiele lat próbował nawiązać do sukcesów Marka Plawgi i Pawła Januszewskiego. Aż przekonał go do siebie trener Król. Szkoleniowiec wcześniej współpracował m.in. z Kszczotem, a także rekordzistą Polski na 800 m Pawłem Czapiewskim. Jesienią 2020 roku trafił pod jego skrzydła także Dobek. Nie trwało to długo, kiedy przekonał go do rywalizacji na dystansie dwóch okrążeń.
Dobek najpierw na 800 m miał startować tylko w hali. Mówił, że nie "rozstał" się jeszcze z konkurencją 400 m ppł. Zresztą twierdził tak nawet jeszcze na trzy miesiące przed igrzyskami. Ale najpierw był sezon zimowy. A w nim Dobek zaskoczył wszystkich, nawet siebie samego. Zdobył tytuł halowego mistrza Europy w Toruniu, zostawiając za plecami chociażby nazywanego profesorem tego dystansu Kszczota.
Na każdym kroku Dobek podkreślał, że 800 m nadal się uczy. Bieżnia pokazywała jednak co innego. Z biegu na bieg prezentował się lepiej - także na stadionie. Startował bez żadnych kompleksów, słuchał rad doświadczonego trenera Króla i taktycznie nie popełniał niemal żadnych błędów. Tak było także w igrzyskach - w eliminacjach i półfinale. W walce o medale zdarzyła mu się "mała wpadka". Dał się zamknąć i na ostatnim wirażu stracił rytm. To go wiele kosztowało, ale na metę dotarł w 1.45,39 jako trzeci - za dwoma Kenijczykami Emmanuelem Korirem - 1.45,06 i Fergusonem Rotichem - 1.45,23. To pierwszy krążek olimpijski w historii startów Polaków na tym dystansie. (PAP)
mar/ krys/