Radio Opole » Radiowy Radar Rocka » Felietony » Wzrost popularności nagrań Bowiego
2016-01-14, 12:48 Autor: Jacek Rudnik

Wzrost popularności nagrań Bowiego

David Bowie [fot. Rosana Prada/ flickr.com]
David Bowie [fot. Rosana Prada/ flickr.com]
Zmienił nas, zmieniła nas jego muzyka, jakaś niewiarygodna wrażliwość, inny sposób pojmowania rzeczy, które uważaliśmy już za oczywiste…
W zestawieniu iTunes aż czternaście płyt Davida Bowiego znalazło się w pierwszej dwudziestce tych najbardziej popularnych, po tym jak świat obiegła informacja o śmierci znakomitego twórcy.

Na pierwszym miejscu listy jest "Greatest Hits" wydana w 2002 roku. Dlaczego? Mam wrażenie, że w całym tym wielkim uderzeniu informacyjnym - nie żyje jakiś David Bowie - nie odnaleźli się ludzie bardzo młodego pokolenia, ci dla których przekaz konkretnego artysty to nie płyta z okładką, zdjęciami, kompletem tekstów i ściśle dobraną kolejnością piosenek, a raczej "odpalenie" czegoś mniej osobistego z telefonu, albo laptopa, jako szmerek towarzyszący, a kiedy nie ma wyraźnego, modnego beatu to "przeskipujemy" i lecimy dalej.

Młodzi chcą poznać Bowiego szybko, w pigułce, przecież mamy składankę jego najlepszych dokonań. Ale tak się nie da, bez wystartowania z epoki, kiedy używał pseudonimu Ziggy Stardust. To jedno z jego wcieleń, które wykorzystał na krążku "The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars".

Ten zarejestrowany w 1972 roku glam-rockowy album koncepcyjny opowiada historię kosmity, który przybywa na Ziemię ze swoją grupą i staje się gwiazdą rocka. Zgodnie z tytułem płyty, przeżywa swój wzlot i upadek. Tak właśnie kolorowo, autorsko i niezwykle oryginalnie w fenomenalnym okresie swojej twórczości podróżował Bowie, ale trzeba było wtedy żyć i interesować się muzyką, by maksymalnie to przyjąć.

Płyt typu The Best Of mamy w tym zestawieniu pierwszej 20 co najmniej trzy i coś mi się wydaje, że młodzi fani muzyki faktycznie chcą jak najszybszego ogarnięcia całości.

Pocieszająca jest obecność "Hunky Dory" z 1971 roku, czy "Aladdin Sane" z 1973. Bowiego trzeba łapać całymi płytami, zdjęciami jego aktualnej fascynacji, stanu ducha, emocji, wtedy zrozumiesz, z kim masz, a raczej z kim mógłbyś mieć do czynienia.

Nawet jego ostatnia produkcja "Blackstar" zawiera wyraźne znaki, że już wie, że może przegrać nierówną walkę z nowotworem. Nagrywa jednak rzecz dalece bardziej skomplikowaną niż np. The Next Day - mniej oczywistą, trochę mistyczną, myślę, że w takim właśnie przekazie chce pozostać w naszej pamięci.
Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej »