Koniec akcji gaśniczej na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego
Akcję ratunkową rozpoczęły służby Bieszczadzkiego Parku Narodowego, które najpierw ugasiły pożar na północnych zboczach góry Krzemień. Tam ogień zdążył pochłonąć kilkanaście arów suchych traw.
Do gaszenia drugiego pożaru, który objął ponad 1 hektar, poderwano z ziemi helikopter straży granicznej. "Helikopter wykonał siedem przelotów gaśniczych, zrzucił 3,5 tys. litrów wody" – przekazał PAP st. kap. Tomasz Dacko z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Ustrzykach Dolnych.
Podczas akcji wykorzystano także drony. Jeden w początkowej fazie pożaru służył do wstępnej lokalizacji miejsc występowania zarzewi ognia. Z powodu dużego zadymienia ratownikom trudno było ustalić miejsce pożaru. Następnie uruchomiono dron wyposażony w kamerę termowizyjną.
W kilkugodzinnej akcji gaśniczej brało udział 64 strażaków zawodowych i ochotników. Oprócz tego 31 osób z innych służb: straży granicznej, straży leśnej, nadleśnictwa Stuposiany, Bieszczadzkiego Parku Narodowego oraz GOPR.
Na miejscu zostali jeszcze pracownicy Parku i kilka zespołów straży pożarnej, którzy monitorują teren pogorzeliska.
Pracownicy BPN nie znają jeszcze odpowiedzi na pytanie, czy oba pożary należy ze sobą łączyć. Informują jedynie, że w czwartek w terenie wiał dosyć silny wiatr i obydwa powstały w miejscach nieudostępnionych turystycznie.
Niezmiennie apelują do turystów o rozwagę. "Zwracajcie także sami uwagę osobom, które schodzą ze szlaków, czy palą papierosy. Cały czas jest zagrożenie pożarowe na połoninach. Szlaków pieszych mamy 140 km, dziś na samą tylko Tarnicę z Wołosatego weszło około 2,5 tys. osób. Nie jesteśmy w stanie wszystkich upilnować" – argumentują pracownicy BPN.(PAP)
autorka: Agnieszka Lipska
al/ jann/