W kwietniu ubiegłego roku u Olivii Munn wykryto obustronnego luminalnego raka piersi typu B. To agresywny, szybko rozprzestrzeniający się typ nowotworu, w przypadku którego rokowania określa się zwykle jako złe. Aktorka usłyszała druzgocącą diagnozę na dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć do swojego nowego filmu. „Nigdy nie byłam osobą, która panicznie boi się śmierci, ale posiadanie w domu małego dziecka sprawiło, że wszystko stało się dużo bardziej przerażające. Raka nie obchodzi to, kim jesteś. Nie ma znaczenia, czy masz dziecko, czy nie masz czasu. Choroba nadchodzi i po prostu musisz stawić jej czoła” – wyznała 43-letnia gwiazda w rozmowie z magazynem „People”.

Diagnoza ta była dla aktorki o tyle szokująca, że trzy miesiące wcześniej wykonała ona mammografię, która nie wykazała żadnych nieprawidłowości. Jak podaje National Cancer Institute, wspomniane badanie pozwala wykryć cztery spośród pięciu typów nowotworu piersi. Innymi słowy, 20 proc. przypadków pozostaje niewykrytych. W tej grupie znalazła się Munn. W ciągu zaledwie 30 dni gwiazda przeszła cztery operacje, w tym zabieg usunięcia węzłów chłonnych i podwójną mastektomię. „Mimo że dostępnych jest tak wiele informacji na ten temat, nic nie było w stanie przygotować mnie na to, jak będę się czuć i jak będę sobie z tym radzić. To było dużo trudniejsze niż się spodziewałam” – zaznaczyła.

Podczas operacji mastektomii lekarze odkryli także w jej prawej piersi przewodowego raka in situ – nowotwór przedinwazyjny, który rozwija się w przewodach mlekowych. „Był wielkości mandarynki. Ta wiadomość w zasadzie mnie uspokoiła. Utwierdziło mnie to w przekonaniu, że podjęłam właściwą decyzję” – podkreśliła Munn. W listopadzie u aktorki wdrożono terapię supresyjną, która ma na celu zniwelowanie ryzyka nawrotu raka. Wywołało to u niej objawy menopauzy farmakologicznej. „Ciągle jest mi gorąco, moje włosy są bardzo przerzedzone, jestem nieustannie zmęczona” – zdradziła gwiazda.

Munn wyznała, że szczególnie trudnym momentem było dlań zobaczenie swojego ciała po zdjęciu bandaży. „To był szok. Pamiętam, jak oglądając się w lustrze, nie czułam kompletnie nic. Byłam wyzuta z emocji, po prostu chłonęłam to, co mówił lekarz. A on opowiadał o +fantastycznych+ rezultatach. Sprawiło to, że było mi jeszcze ciężej. Kiedy wróciłam do domu, rozebrałam się i ponownie spojrzałam w lustro, kompletnie się załamałam” – powiedziała aktorka. Kilka miesięcy później gwiazda przeszła rekonstrukcję piersi. Jak zaznaczyła, w przeciwieństwie do większości kobiet poprosiła lekarzy o mniejszy rozmiar implantów. „To bardzo ważne, aby mówić lekarzom, czego chcemy i nie przestawać. Gdy znieczulenie zaczynało przenikać do mojego organizmu, ostatnią rzeczą, jaką powiedziałam, było: +Proszę, zmniejsz je+” – zdradziła.

Munn wyraziła również podziw dla swojego życiowego partnera, Johna Maloneya, który w tym jakże trudnym czasie troskliwie się nią opiekował. „Bez niego to byłoby niczym wspinanie się na górę lodową. Nie sądzę, aby miał choćby chwilę dla siebie pomiędzy jeżdżeniem do szpitala i z powrotem, zabieraniem naszego synka do parku, kładzeniem go do łóżka” – wyznała gwiazda. I dodała, że niestrudzenie walczyła o powrót do zdrowia właśnie ze względu na 2-letniego Malcolma. „Kiedy z nim jestem, to są jedyne momenty, w których nie myślę o swojej chorobie. Dzięki niemu patrzę na wiele rzeczy z właściwej perspektywy. Bo nawet jeśli moje ciało się zmieni, jeśli stracę włosy i będę doświadczać uderzeń gorąca, wciąż będę jego mamą. Muszę tu być dla niego. To dla mnie najważniejsze” – podkreśliła aktorka. (PAP Life)

iwo/ag/