Ekstraklasa koszykarzy - Szewczyk: widziałem potencjał w Kingu, ale jestem zaskoczony finałem
Szewczyk, trzykrotny mistrz Polski (2016 - z Zastalem Zielona Góra, 2018 i 2019 - z Anwilem Włocławek) nie kryje zaskoczenia przebiegiem tegorocznej rywalizacji o złoto.
"Jasne, że jak jest 3-0 i to dla Kinga, to jest zaskoczenie. Po Śląsku spodziewałem się o wiele lepszej gry. Koszykarze Kinga +bawią się+ koszykówką, ale zawsze szukają siebie w akcjach zespołowych. W czwartej kwarcie meczu numer trzy wrocławianie zmniejszyli straty do sześciu punktów i co zrobił King? Miał serię 13-0! To pokazuje deklasację i to jak mocną drużyną jest zespół ze Szczecina" - ocenił.
Urodzony w Szczecinie zawodnik, który w grudniu rozegrał ostatni mecz w barwach Anwilu, podkreślił różnice dzielące obydwa zespoły, tak pod względem taktyki, jak i atmosfery.
"Widziałem potencjał Kinga, gdy grał z Anwilem w ćwierćfinale mistrzostw Polski (wygrał 3-2 - PAP). Mecze stały na bardzo wysokim poziomie. Trener Arkadiusz Miłoszewski, którego znam między innymi z Zastalu, stworzył zespół, który gra konsekwentnie i realizuje taktykę. Widać +atmosferę+ w drużynie, to, że Arek skomponował ludzi pod względem charakterologicznym i sportowym. Na tle Kinga Śląsk wygląda jak zlepek indywidualności - nie ma porządnych zasłon, jak jest możliwość rzutu, to go brak, a gdy obrońca +wisi+ na zawodniku, to ten oddaje rzut i zaczyna się +koncert gry ja sam+" - powiedział.
Zdaniem 40-letniego środkowego, pierwszego kapitana reprezentacji Polski za czasów amerykańskiego trenera Mike'a Taylora, w zespole obrońcy tytułu niewielu zawodników ma chęć do gry.
"W meczu numer trzy podobał mi się w zespole z Wrocławia tylko Arciom Parachouski. Walczył pod koszem, blokował, był aktywny, miał chęci. Bardzo źle wypadli Ivan Ramljak i Olek Dziewa, którzy zawsze grają dla zespołu. Gdy popatrzyłem na ławkę Śląska na cztery minuty przed końcem drugiej kwarty, zawodnicy byli +zdołowani+. Widać było to, że +chemia+ i +powietrze+ zeszły z drużyny" - dodał.
Podkreślił, że jako wychowanek SKK Szczecin nie ma nic wspólnego z Kingiem, ale oczywiście cieszy się z sukcesu klubu z rodzinnego miasta, w którym gwiazdą, choć w innym koszykarskim klubie - Pogoni, był jego ojciec, Mirosław Szewczyk.
"King to prywatny klub pana Krzysztofa Króla, założony na +surowym+ korzeniu, bez tradycji, ale i tak bardzo gratuluję. Pan Król wykonał w tym sezonie rewelacyjną pracę, bo po kilku latach wydawania pieniędzy bez efektów zatrudnił człowieka - trenera Miłoszewskiego, który to wszystko poukładał. Znam zresztą nie tylko pierwszego trenera, ale i jego asystenta Maćka Majcherka, z którym chodziłem do klasy w szkole podstawowej. Razem zdobyliśmy mistrzostwo Polski juniorów" - dodał.
W opinii Szewczyka uraz w środowym spotkaniu najlepszego strzelca Kinga - Bryce'a Browna (20 pkt, pięć asyst) nie powinien oznaczać znaczącego osłabienia gospodarzy w przypadku jego ewentualnej nieobecności w piątkowym, czwartym meczu finału.
"To jest pierwsza poważniejsza kontuzja w finale. Mam nadzieję, że Brown zagra w piątek, że to tylko podkręcony staw skokowy. Jego ewentualny brak na parkiecie to może być oczywiście problem, skoro w środę z jego rąk +wyszło+ około 30 punktów, wliczając asysty. Trzeba jednak powiedzieć, że inni zawodnicy Kinga mają podobny potencjał jak on i praktycznie każdy z czołowych graczy, np. Andrzej Mazurczak może być liderem w kolejnym spotkaniu. Naprawdę na ławce Kinga trener Miłoszewski ma wielu dobrych koszykarzy. King w tej serii finałowej po prostu zasługuje na mistrzostwo" - podkreślił.
Olga Miriam Przybyłowicz (PAP)
olga/ cegl/