Dyrektorka DPS-u opowiadała, że początkowo chodziły plotki o tym, że doszło do zarażenia przez wizytującą rodzinę. – Póki nie miałam oficjalnego potwierdzenia przygotowywałam się do kwarantanny. Ubezpieczyłam pacjentów izolując ich wyłączyłam 2 piętra z użytku – mówiła na naszej antenie.
- Do DPS-u nie wróciły dwie osoby, a wszystkich jest 42. To osoby bez COVID-a, ale pamiętajmy, że oni mają dużo swoich ciężkich schorzeń. Ogólnie ich stan jest dobry i są szczęśliwi, że wrócili.
- Potwierdzonych mieliśmy 18 osób i oni pojechali do szpitala. Było to dla nas bardzo przykre, bo ja nie chciałam ich wcześniej informować, że wyjeżdżają, bo by nie spali całą noc. Gdy wyjeżdżali to był tutaj jeden wielki płacz, więc strasznie to przeżyli. Pocieszaliśmy ich że wrócą do nas za kilka-kilkanaście dni, że to jest obowiązkowe - wspominała dyrektor Moroń-Świerszcz.
Rozmowy z podopiecznymi DPS-u były bardzo trudne. – Robiłam dobrą minę do złej gry i starałam się być uśmiechnięta jak zawsze, ale niektórzy mieszkańcy są dobrymi obserwatorami i mimo maseczki, którą się nosiło na twarzy, oni widzieli smutne oczy.
Dyrektor DPS-u podkreśliła, że w trudnych chwilach pomogło wielu ludzi, a najwięcej obcych. – Bardzo dużo osób z zewnątrz nam pomogło, szczególnie pomógł wojewoda, bo on pierwszy zadzwonił, pytał o pomoc i interweniował, bo też jak na złość wszystko zaczęło się psuć – dodała.