11 marca 1947 r. wraz z częścią swoich ludzi stawił się w budynku Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa w Cieszynie.
Funkcjonariusz przesłuchał „Bartka”. Ten opowiedział historię konspiracyjnej walki, co spisano na jednej stronie maszynopisu. Powiedział m.in., że nawiązał kontakt z „kpt. Lawiną”: - Wysłałem na Zachód 165 ludzi, od których do tej pory nie mam żadnej wiadomości.
„Bartek” po ujawnieniu wrócił do rodzinnego domu w Czechowicach. Nadal utrzymywał kontakt z kolegami z partyzantki. Jesienią 1947 r. zaproponował „Annuszce” wspólny wyjazd do Toszka, który leży w sąsiedztwie Barutu. Chciał odwiedzić mieszkających w Dąbrówce znajomych.
W trakcie spotkania – „Annuszka” nie pamiętała już kto – rzucił propozycję spaceru do lasu. Poszli w stronę Hubertusa. Mężczyźni chodzili po lesie przez jakąś godzinę. „Bartek” po wyjściu miał tylko powiedzieć: - Tu leżą moi chłopcy.
Henryk Flame był rozbity tym co się stało z jego podkomendnymi. Załamał się. Chyba przeczuwał, jaki los go czeka.
1 grudnia 1947 r. w ostatnim dniu swojego krótkiego - miał zaledwie 29 lat - acz burzliwego życia, poszedł do warsztatu Wiktora Cimali. Chciał by ten zrobił drzwi do Kościoła Św. Katarzyny. Po godzinie 18 poszli wspólnie do restauracji, na piwo. Później zmienili lokal i pojechali do w Zabrzegu. Biesiadowali tam już wówczas funkcjonariusze MO.
Gdy Flame po raz kolejny podchodził do baru, zaczepił go milicjant Rudolf Dadak. Zapytał czy pamięta go z 1944 r. „Bartek” odparł, że jeśli ów był w partyzantce, to z pewnością razem walczyli przeciwko okupantowi. Dadak później zeznał, że Flame mu ubliżał.
Przed godziną 23 padł strzał. Flame osunął się z krzesła, na którym siedział, na podłogę. Tą pokryła kałuża krwi. Kula trafiła w plecy, 2 centymetry od kręgosłupa. Wyleciała przez mostek. Strzał był oddany z bliskiej odległości. Śmierć nastąpiła natychmiast.
Rudolf Dadak zapytany dlaczego to zrobił stwierdził: „Nie mogę znosić by tacy wrogowie demokracji, którzy przed niedawnym czasem strzelali do milicjantów, chodzili teraz bezkarnie”.
Dadaka zatrzymano. Już po pierwszych przesłuchaniach stwierdzono u niego chorobę psychiczną i umieszczono w Zakładzie Psychiatrycznym w Branicach pod Głubczycami. Lekarze jednak szybko stwierdzili, że stan Dadaka jest dobry i nie wymaga on hospitalizacji.
W lipcu 1948 r. rozpoczął się proces sądowy milicjanta. W wyroku sąd stwierdził, iż Dadak w momencie zabójstwa miał zniesioną poczytalność i nie wiedział co robi. Sprawę umorzono. Według najbliższych „Bartka” wszystko spreparowano.
W 2005 r., IPN wszczął śledztwo w sprawie nakłaniania przez funkcjonariuszy państwa komunistycznego do zastrzelenia Henryka Flamego. Tytuł śledztwa wskazuje na to, iż Dadak nie działał sam, a były jedynie częścią spisku.
W latach sześćdziesiątych Rudolf Dadak wpadł pod pociąg. Miał zostać zepchnięty z peronu wprost pod koła nadjeżdżającej lokomotywy. Zginął na miejscu.
Posłuchaj: