Nyski szpital chce zorganizować przedszkole dla dzieci pracowników. "Pracujemy na styk"
Z wnioskiem o organizację przedszkola dla pracowników chce wstąpić do władz Nysy w nadchodzącym tygodniu dyrektor miejscowego szpitala. Lecznica zmaga się z deficytem białego personelu. Z powodu odwołanych zajęć w placówkach oświatowych, z prawa do opieki nad dziećmi do tej pory mogło skorzystać nawet 15 procent pielęgniarek.
Na razie lekarstwem jest płynne przesuwanie personelu między oddziałami. Jak jednak przyznaje dyrektor nyskiego ZOZ-u Norbert Krajczy, to rozwiązanie może wkrótce stać się niewystarczające.
- Na dzień dzisiejszy pracujemy, jak to się mówi, na styk. A mamy jeszcze uruchomić, oprócz tych 8 łóżek które mamy, w razie "godziny W", dodatkowo jeszcze 11 łóżek intensywnej terapii - wskazuje.
Aby częściowo rozwiązać problem, władze lecznicy chcą zorganizować opiekę przedszkolną dla dzieci swoich pracowników.
- To nie tylko pielęgniarki, bo też jest grupa młodych lekarzy, którzy też mają dzieci, więc byłoby to koło 10 - 12 małych dzieciaków. No ale teraz jest problem, jak je izolować. W rachubę wchodzi raczej przedszkole tu blisko szpitala, gdzie ewentualnie panie, by się musiały nim opiekować - dodaje dyrektor.
Do czasu, aż przedszkola wrócą do normalnego trybu pracy, szpitalna kuchnia mogłaby zapewniać posiłki dla wspomnianej placówki. Kwestią wymagającą rozważenia pozostaje jednak to, w jaki sposób zminimalizować ryzyko ewentualnego rozprzestrzeniania się koronawirusa w przypadku, gdyby którykolwiek z rodziców pracujących w szpitalu został nim zakażony.
Dodajmy, że na początku tygodnia, dyrektor ZOZ-u pomysł chce przedstawić władzom miasta.
- Na dzień dzisiejszy pracujemy, jak to się mówi, na styk. A mamy jeszcze uruchomić, oprócz tych 8 łóżek które mamy, w razie "godziny W", dodatkowo jeszcze 11 łóżek intensywnej terapii - wskazuje.
Aby częściowo rozwiązać problem, władze lecznicy chcą zorganizować opiekę przedszkolną dla dzieci swoich pracowników.
- To nie tylko pielęgniarki, bo też jest grupa młodych lekarzy, którzy też mają dzieci, więc byłoby to koło 10 - 12 małych dzieciaków. No ale teraz jest problem, jak je izolować. W rachubę wchodzi raczej przedszkole tu blisko szpitala, gdzie ewentualnie panie, by się musiały nim opiekować - dodaje dyrektor.
Do czasu, aż przedszkola wrócą do normalnego trybu pracy, szpitalna kuchnia mogłaby zapewniać posiłki dla wspomnianej placówki. Kwestią wymagającą rozważenia pozostaje jednak to, w jaki sposób zminimalizować ryzyko ewentualnego rozprzestrzeniania się koronawirusa w przypadku, gdyby którykolwiek z rodziców pracujących w szpitalu został nim zakażony.
Dodajmy, że na początku tygodnia, dyrektor ZOZ-u pomysł chce przedstawić władzom miasta.