Mieszkańcy trzech niemodlińskich ulic integrowali się podczas sadzenia 10 tysięcy krokusów
Ponad 10,5 tysiąca krokusów posadzili dziś (14.09) mieszkańcy Niemodlina. Chodzi tu o około 55 rodzin zamieszkałych przy ulicach: Podgórnej, Brzeskiej i Bocznej.
Inspiracją była wycieczka do Chochołowa, a później udało się pozyskać 3250 złotych grantu z Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności.
- Chodzi o upiększenie naszych ulic, ale przede wszystkim o integrację mieszkańców - mówi Grzegorz Krzyśków, jeden z pomysłodawców.
- Mamy wielu nowych sąsiadów, ale ludzie mieszkający tu od dawana również jakiś czas temu przestali się spotykać. To jest znak czasu, bo ludzie siedzą w domach, oglądając seriale lub ucząc się. To z kolei dobry moment na spotkanie, wspólną pracę przed południem i popołudniową zabawę na festynie rodzinnym.
Virginia Dziarmaga, która uczestniczyła w sadzeniu wraz z dwoma synami, mówi o tej inicjatywie w superlatywach.
- Musimy edukować dzieci od najmłodszych lat i nawet takie maleństwa żłobkowe, jak mój półtoraroczny syn, sadziły dziś swoje pierwsze krokusy. Moim zdaniem, ludzie zapamiętują takie akcje na długo, a podobnych inicjatyw powinno być jak najwięcej. Należy jedynie pogratulować organizatorom, że mają siły, chęci i zapał do organizowania podobnych rzeczy.
Zdaniem Katarzyny Zator, drugiej uczestniczki akcji, dzieci uczą się dbania o środowisko. Jej syn poznał sposób sadzenia krokusów w przedszkolu.
- Od wczoraj nie słyszałam w domu nic innego niż hasła „sadzenie krokusów” i „mamo, jedziemy”. Od samego rana syn chodził niecierpliwy, dopytując. Na miejscu dobrze wiedział, co ma robić – to nic trudnego i każde dziecko poradziłoby sobie bez problemu. Teraz nasze pociechy będą chodzić i doglądać, co również da im frajdę. Będą czekać na miłą niespodziankę w postaci kiełkowania i kwitnięcia krokusów.
Więcej o tej sprawie powiemy w poniedziałkowym (16.09) magazynie Reporterskie tu i teraz.
- Chodzi o upiększenie naszych ulic, ale przede wszystkim o integrację mieszkańców - mówi Grzegorz Krzyśków, jeden z pomysłodawców.
- Mamy wielu nowych sąsiadów, ale ludzie mieszkający tu od dawana również jakiś czas temu przestali się spotykać. To jest znak czasu, bo ludzie siedzą w domach, oglądając seriale lub ucząc się. To z kolei dobry moment na spotkanie, wspólną pracę przed południem i popołudniową zabawę na festynie rodzinnym.
Virginia Dziarmaga, która uczestniczyła w sadzeniu wraz z dwoma synami, mówi o tej inicjatywie w superlatywach.
- Musimy edukować dzieci od najmłodszych lat i nawet takie maleństwa żłobkowe, jak mój półtoraroczny syn, sadziły dziś swoje pierwsze krokusy. Moim zdaniem, ludzie zapamiętują takie akcje na długo, a podobnych inicjatyw powinno być jak najwięcej. Należy jedynie pogratulować organizatorom, że mają siły, chęci i zapał do organizowania podobnych rzeczy.
Zdaniem Katarzyny Zator, drugiej uczestniczki akcji, dzieci uczą się dbania o środowisko. Jej syn poznał sposób sadzenia krokusów w przedszkolu.
- Od wczoraj nie słyszałam w domu nic innego niż hasła „sadzenie krokusów” i „mamo, jedziemy”. Od samego rana syn chodził niecierpliwy, dopytując. Na miejscu dobrze wiedział, co ma robić – to nic trudnego i każde dziecko poradziłoby sobie bez problemu. Teraz nasze pociechy będą chodzić i doglądać, co również da im frajdę. Będą czekać na miłą niespodziankę w postaci kiełkowania i kwitnięcia krokusów.
Więcej o tej sprawie powiemy w poniedziałkowym (16.09) magazynie Reporterskie tu i teraz.