Rajd Dakar – Brochocki i Komar bliscy wycofania, obwiniają wynajęty serwis
Startujący w klasie lekkich pojazdów SSV Grzegorz Brochocki i Grzegorz Komar są bliscy wycofania się z Rajdu Dakar. Największe pretensje mają do wynajętego serwisu, ale zdają sobie sprawę, że decydujący może okazać się uraz kręgosłupa Brochockiego.
Polacy bardzo dobrze spisywali się na początkowych etapach i przed dwudniowym odcinkiem maratońskim zajmowali 12. miejsce w klasyfikacji generalnej. Potem jednak borykali się z problemami.
„Już przed środowym etapem musieliśmy wymienić półoś, a potem już było tylko gorzej, bo złapaliśmy aż cztery kapcie. Do tego doszły moje kłopoty zdrowotne - nie mogę się właściwie ruszać, bo mam prawdopodobnie uszkodzony krążek międzykręgowy. Przyjechałem tu z kontuzją, ale myślałem, że może będzie coraz lepiej. Miałem dwie opinie lekarskie - jedna, że to kręgosłup i muszę się poddać operacji, a druga, że to uraz mięśniowy. Niestety, chyba sprawdziła się ta pierwsza diagnoza” – przyznał Brochocki.
Kierowca opisał problemy, jakie ich spotkały w środę podczas pierwszej części etapu maratońskiego.
„Złapaliśmy cztery kapcie i o dziwo nie na tym najtrudniejszym odcinku kamienistym, bo przejechaliśmy go z bardzo dobrym czasem, ale na płaskich, szybkich odcinkach. Najpierw wymieniliśmy dwa koła, ale później już nie mieliśmy zapasu, gdy niemal jednocześnie przebiliśmy kolejne dwie opony.
- Jedną udało nam się załatać, ale trzy były tak rozerwane, że nie mieliśmy szans. Ale mamy tu wynajęty serwis, który po dwóch pierwszych przebitych oponach dał znać, żebyśmy byli spokojni, bo ciężarówka jedzie za nami. W międzyczasie Zollowie (bracia Łukasz i Michał – PAP) się zatrzymali i chcieli oddać jedno swoje koło, ale powiedzieliśmy, że zaraz będziemy mieli nasze i żeby jechali. Tymczasem ta ciężarówka, która do nas dotarła, nie miała naszych kół, a ta co miała, stała zepsuta na starcie. Oni nas po prostu oszukali” – podkreślił polski kierowca.
W tej sytuacji stało się jasne, że załoga nie zdoła zmieścić się w limicie czasu i nie ukończy odcinka.
„Dopiero koło drugiej w nocy przyjechali nasi chłopcy z Hail, a to 400 kilometrów, dali nam koła i nas ściągnęli. Wtedy już było jednak jasne, że nie przejedziemy całego rajdu, co było naszym celem. Przez ten wynajęty serwis nie ukończyliśmy Dakaru. Bo gdyby oni nam na starcie powiedzieli, +sorry chłopaki, dzisiaj zepsuła nam się ciężarówka i nie będziemy w stanie wam pomóc+, to byśmy zupełnie inaczej jechali, nie grzalibyśmy tak po kamieniach. A mieliśmy naprawdę duże szanse na +10+ po tym etapie, gdybyśmy dojechali w takim tempie” – mówił z żalem Brochocki.
Na inną kwestię zwrócił uwagę Komar.
„Mnie brak kół nie martwił tak bardzo, jak stan zdrowia Grzegorza. On chciał dojechać te 150 km na jednym kapciu. Ale jak zobaczyłem, w jakim on jest stanie, to powiedziałem, że nie jedziemy. Bo gdybyśmy stanęli gdzieś pośrodku niczego, to nie byłbym mu w stanie pomóc. Uznałem, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem będzie dotarcie do asfaltu, bo tam mogą dojechać nasi chłopacy. I tak zrobiliśmy” – podkreślił pilot załogi.
Także on jest zaskoczony postawą francuskiego serwisu.
„W zeszłym roku też korzystaliśmy z ich usług i wówczas stanęli na wysokości zadania. Pomogli nam kilka razy i naprawdę byliśmy z nich bardzo zadowoleni. No a teraz, to nawet nie wiem, co powiedzieć. Ale może tak miało być, bo patrząc na stan zdrowia Grzegorza dochodzę do wniosku, że może tak jest jednak lepiej” – ocenił.
Gdy się okazało, że Polacy nie ukończą etapu, postanowili zrezygnować też z drugiej części odcinka maratońskiego i pojechać prosto do Hail, gdzie w piątek jest jedyny dzień przerwy.
„Zdecydowaliśmy, że jedziemy prosto na biwak do Hail i nie startujemy w drugiej części maratonu, żeby mieć dwa dni na dojście do siebie i spróbować pojechać później poza klasyfikacją w kategorii experience. Cały piątek poświęcę na fizjo, ale już widzę, że to się nie uda. Ale jeszcze się nie wycofujemy, decyzję podejmiemy przed startem szóstego etapu ” – zapowiedział Brochocki.
Polacy po raz drugi startują w Dakarze. Przed rokiem z powodu kłopotów technicznych nie ukończyli dwóch etapów, ale dojechali do mety w kategorii experience.
Z Hail – Kryspin Dworak (PAP)
krys/ cegl/
„Już przed środowym etapem musieliśmy wymienić półoś, a potem już było tylko gorzej, bo złapaliśmy aż cztery kapcie. Do tego doszły moje kłopoty zdrowotne - nie mogę się właściwie ruszać, bo mam prawdopodobnie uszkodzony krążek międzykręgowy. Przyjechałem tu z kontuzją, ale myślałem, że może będzie coraz lepiej. Miałem dwie opinie lekarskie - jedna, że to kręgosłup i muszę się poddać operacji, a druga, że to uraz mięśniowy. Niestety, chyba sprawdziła się ta pierwsza diagnoza” – przyznał Brochocki.
Kierowca opisał problemy, jakie ich spotkały w środę podczas pierwszej części etapu maratońskiego.
„Złapaliśmy cztery kapcie i o dziwo nie na tym najtrudniejszym odcinku kamienistym, bo przejechaliśmy go z bardzo dobrym czasem, ale na płaskich, szybkich odcinkach. Najpierw wymieniliśmy dwa koła, ale później już nie mieliśmy zapasu, gdy niemal jednocześnie przebiliśmy kolejne dwie opony.
- Jedną udało nam się załatać, ale trzy były tak rozerwane, że nie mieliśmy szans. Ale mamy tu wynajęty serwis, który po dwóch pierwszych przebitych oponach dał znać, żebyśmy byli spokojni, bo ciężarówka jedzie za nami. W międzyczasie Zollowie (bracia Łukasz i Michał – PAP) się zatrzymali i chcieli oddać jedno swoje koło, ale powiedzieliśmy, że zaraz będziemy mieli nasze i żeby jechali. Tymczasem ta ciężarówka, która do nas dotarła, nie miała naszych kół, a ta co miała, stała zepsuta na starcie. Oni nas po prostu oszukali” – podkreślił polski kierowca.
W tej sytuacji stało się jasne, że załoga nie zdoła zmieścić się w limicie czasu i nie ukończy odcinka.
„Dopiero koło drugiej w nocy przyjechali nasi chłopcy z Hail, a to 400 kilometrów, dali nam koła i nas ściągnęli. Wtedy już było jednak jasne, że nie przejedziemy całego rajdu, co było naszym celem. Przez ten wynajęty serwis nie ukończyliśmy Dakaru. Bo gdyby oni nam na starcie powiedzieli, +sorry chłopaki, dzisiaj zepsuła nam się ciężarówka i nie będziemy w stanie wam pomóc+, to byśmy zupełnie inaczej jechali, nie grzalibyśmy tak po kamieniach. A mieliśmy naprawdę duże szanse na +10+ po tym etapie, gdybyśmy dojechali w takim tempie” – mówił z żalem Brochocki.
Na inną kwestię zwrócił uwagę Komar.
„Mnie brak kół nie martwił tak bardzo, jak stan zdrowia Grzegorza. On chciał dojechać te 150 km na jednym kapciu. Ale jak zobaczyłem, w jakim on jest stanie, to powiedziałem, że nie jedziemy. Bo gdybyśmy stanęli gdzieś pośrodku niczego, to nie byłbym mu w stanie pomóc. Uznałem, że jedynym rozsądnym rozwiązaniem będzie dotarcie do asfaltu, bo tam mogą dojechać nasi chłopacy. I tak zrobiliśmy” – podkreślił pilot załogi.
Także on jest zaskoczony postawą francuskiego serwisu.
„W zeszłym roku też korzystaliśmy z ich usług i wówczas stanęli na wysokości zadania. Pomogli nam kilka razy i naprawdę byliśmy z nich bardzo zadowoleni. No a teraz, to nawet nie wiem, co powiedzieć. Ale może tak miało być, bo patrząc na stan zdrowia Grzegorza dochodzę do wniosku, że może tak jest jednak lepiej” – ocenił.
Gdy się okazało, że Polacy nie ukończą etapu, postanowili zrezygnować też z drugiej części odcinka maratońskiego i pojechać prosto do Hail, gdzie w piątek jest jedyny dzień przerwy.
„Zdecydowaliśmy, że jedziemy prosto na biwak do Hail i nie startujemy w drugiej części maratonu, żeby mieć dwa dni na dojście do siebie i spróbować pojechać później poza klasyfikacją w kategorii experience. Cały piątek poświęcę na fizjo, ale już widzę, że to się nie uda. Ale jeszcze się nie wycofujemy, decyzję podejmiemy przed startem szóstego etapu ” – zapowiedział Brochocki.
Polacy po raz drugi startują w Dakarze. Przed rokiem z powodu kłopotów technicznych nie ukończyli dwóch etapów, ale dojechali do mety w kategorii experience.
Z Hail – Kryspin Dworak (PAP)
krys/ cegl/