W ramach koncertów wystąpią też blisko nas na festiwalach Kolory Ostravy oraz HURRICANE w Scheessel i SOUTHSIDE niedaleko Tuttlingen w Niemczech.
Robert Smith jakiś czas temu potwierdził, że zespół poza pracą nad nową płytą ruszy w przyszłym roku w trasę i wiele wskazuje na to, że będą headlinerem około 20 festiwali, a większość z nich odbędzie się w Europie.
Początek już 16 marca w Johannesburgu w Afryce, a do Europy wjadą 8 czerwca pokazując się na koncertach w ramach Malahide Castle w Dublinie, później Florencja, następnie od 21 do 23 czerwca - m.in. obok Foo Fighters - zaprezentują się w ramach festiwali Hurricane oraz Soutside w Niemczech, ale warto też zwrócić uwagę na występ w Ostrawie 18 lipca.
Robert Smith i The Cure upamiętnili właśnie 40-lecie wspólnego grania w trakcie specjalnego lipcowego koncertu w londyńskim Hyde Parku, a cztery dekady od wydania debiutanckiego singla „Killing An Arab” wspominali z nimi na scenie m.in. Interpol, Goldfrapp, Editors, Ride oraz Slowdive.
Wcześniej na koncercie Meltdown, którego kuratorem był Robert Smith, przedstawili też nowe nagrania ‘It Can Never Be the Same’ oraz ‘Step Into the Light', które najprawdopodobniej trafią na przygotowywaną płytę.
W trakcie Meltdown w hołdzie The Cure fantastyczne wersje nagrań z ich repertuaru przedstawili Deftones, proponując ‘If Only Tonight We Could Sleep‘, Manic Street Preachers wykonali ‘In Between Days‘, Placebo zaproponowali ‘Let’s Go To Bed‘, a The Libertines bardzo inspirująco wykonali ‘Boys Don’t Cry‘, co potwierdza jak ważny dla młodszego pokolenia jest repertuar twórców 'Lovecats'.
- Kilka demo mam już przygotowanych, jedne są lepsze, inne gorsze jak to zwykle bywa, ale czuję, że nagrywanie sprawia mi ogromną radość, a to zwykle sprzyja tworzeniu bardziej wartościowych rzeczy - mówił jeszcze w kwietniu w rozmowie z Mattem Everittem z BBC.
Poza koncertami w przyszłym roku The Cure mają też w planach jakieś szczególne upamiętnienie swojej emblematycznej płyty ‘Disintegration’ wydanej w 1989 roku. Na razie nie zdradzają co to będzie.
- To delikatna sprawa, nie można tego traktować jedynie w kategoriach rutynowego koncertu - mówi Dave Grohl.
Razem z Kristem Novoselicem przyznają, że są otwarci na pomysł zagrania koncertów jako Nirvana, po tym jak ostatnio zaprezentowali się amerykańskiej publiczności w ramach przedsięwzięcia CalJam.
Headlinerem festiwalu w San Bernardino w Kalifornii byli Foo Fighters, ale na finał Dave Grohl, Krist Novoselic oraz Pat Smear zagrali wspólnie 6 nagrań, zapraszając też na scenę Joan Jett oraz Johna McCauleya z grupy Deer Tick.
Trzech członków ikony nurtu grunge wystąpiło razem po raz pierwszy od czasu wprowadzenia Nirvany do rock'n'rollowego hallu sławy w 2014 roku.
Wspólne koncerty w przyszłości? - Dlaczego nie - mówi perkusista Nirvany i lider Foo Fighters Dave Grohl - ale to raczej sprawa, która zmaterializuje się przy jakiejś specjalnej okazji.
- Ten pomysł pojawił się już w 2014 - przyznaje w wypowiedzi dla magazynu Kerrang - ale to bardzo osobliwa sprawa, nie można do tego podejść jedynie jak do kolejnego rockowego koncertu.
Krist Novoselic dodaje: - Osobiście muszę przyznać, że wspaniale było wystąpić wspólnie na scenie, przypominając tamte nagrania. Podobnie jak Dave uważam jednak, że ewentualne występy pod nazwą Nirvana nie będą mieć charakteru czegoś regularnego i nie mogą też stać się swoistym 'przedstawieniem cyrkowym'.
Warto przypomnieć, że emblematyczny Smells Like Teen Spirit został wykonany po śmierci Kurta Cobaina przez członków Nirvany tylko dwa razy w ciągu 20 lat, co dowodzi, z jak wielkim szacunkiem traktują tamten repertuar.
- Kiedy grasz pierwsze takty, czujesz się jak wystrzelony w otwartą przestrzeń, pierwsze uderzenia perkusji, wchodzisz w ten trans, to niezwykle emocjonalne - wspomina Dave Grohl.
W USA sentyment do legendarnego zespołu z Seattle jest wciąż ogromny.
Przypomnę , że w czołówce płyt, których Amerykanie wolą słuchać na kasetach poza 'The Eminem Show' oraz Yeezus Kanye Westa znalazła się właśnie płyta 'Nevermind' Nirvany z 1991 roku - druga w katalogu Amerykanów, a pierwsza, której producentem był Butch Vig.
Pytanie o znaczenie charyzmy Cobaina, pewnego tragizmu jego osobowości, nietuzinkowej wrażliwości dla siły Nirvany pozostawiam bez odpowiedzi, gdyż mam wrażenie, że w większości znamy na nie odpowiedź, ale sam gest upamiętnienia lidera jednego z najważniejszych zespołów lat 90. wypada docenić.
The Prodigy wydali właśnie drugiego singla ze swojej nowej siódmej płyty ‘No Tourists’. Nagranie ‘Light Up The Sky’ to zgrabnie opracowany dubstep i zarazem następca pierwszego - wydanego jeszcze w lipcu singla ‘Need Some1'.
Nowy krążek ikon lat 90. europejskiej fonografii trafi do sprzedaży 2 listopada i zgodnie z zapowiedziami agencji promocyjnej następca long playa ‘The Day is My Enemy’ sprzed trzech lat będzie od razu mocno promowany angielską trasą koncertową rozpoczynającą się w dniu premiery występem w Glasgow.
Fanów w Polsce mogą zainteresować dwa koncerty w londyńskiej Aleksandra Palace 14 i 15 listopada.
Łapiąc się na jakąś sensowną promocję biletów lotniczych, można sprawdzić w jakiej formie są dziś autorzy tak doniosłych rzeczy jak chociażby 'Voodoo People', czy wciąż obecny w dyskotekach, choć często przerabiany 'Firestarter'.
Zapowiadając nowe wydawnictwo w jednym z ostatnich wywiadów Liam Howlett powiedział:
- Dla nas 'No Tourists' jest w jakimś sensie manifestem eskapizmu, chęci ucieczki od schematu funkcjonowania. Nie bądź zwykłym turystą - zejście z utartego szlaku zwykle oferuje więcej ciekawych doświadczeń.
- Ten album jest równie agresywny co dwie poprzednie płyty, ale w inny sposób. Nowe utwory zostały stworzone, by grać je na żywo. To cecha wspólna ich wszystkich - dodał Liam Howlett.
The Prodigy, choć uważani przede wszystkim za przedstawicieli nurtu rave, kapitalnie potrafią łączyć style muzyczne i przekonują do siebie również tych, którzy na co dzień stronią od takich nagrań.
Bez trudu w ich dorobku znajdziemy wpływy techno, hardcore, dance, breakbeat, czy industrial z elementami punk. Nie będzie chyba dużej przesady w stwierdzeniu, że dzięki takiej fuzji stworzyli właściwe sobie brzmienie, które rozpoznajemy już po pierwszych taktach.
'No Tourists' został wyprodukowany przez Liama Howletta w jego studiu w Londynie, ale to zdecydowanie 'praca zbiorowa' całego zespołu.
Łamanie konwencji mają wpisane w swoją historię. Młodszym słuchaczom Radiowego Radaru Rocka spośród sześciu wydanych dotąd płyt polecam przede wszystkim ‘Music For The Jilted Generation' z 1994 roku oraz wydaną trzy lata później ‘The Fat Of The Land‘.
Nie mam wątpliwości, że analogowe wersje 'No Tourists' zaraz po premierze będą się kręcić na konsoletach Vestax w dyskotekach i klubach muzycznych całej Europy.
The Beatles (White Album) Anniversary Releases - Giles Martin & Sam Okell
W listopadzie ukaże się reedycja dziewiątej płyty The Beatles 'The White Album', z której pochodzą 'klasyczne' dokonania czwórki z Liverpoolu, jak chociażby 'Back in the U.S.S.R.', 'Helter Skelter' czy 'While My Guitar Gently Weeps'.
Ponowne wydanie dwupłytówki z 30 utworami będzie upamiętniać półwiecze od debiutu i zostanie wzbogacone o różne kolekcjonerskie gadżety.
W jednym z zestawów dostaniemy też 27 utworów w wersji akustycznego demo oraz około 50 'próbnych nagrań', które nie były wcześniej publikowane.
Cztery formaty tego wydawnictwa mają trafić do sklepów 9 listopada.
Giles Martin - syn producenta nagrań The Beatles George'a Martina - przypomina, że pretekst 'technicznego wskrzeszania' największych dokonań czwórki z Liverpoolu jest niebagatelny - to 50. rocznica wydania krążka ‘Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band’, co upamiętniono już ponownym przygotowaniem płyty w najbardziej zaawansowanym obecnie standardzie stereo.
Za techniczne przygotowanie płyty odpowiada znakomity inżynier dźwięku Sam Okell - etatowy pracownik w studiach Abbey Road w Londynie, perkusista, pianista i gitarzysta z doświadczeniem symfonicznym oraz wielokrotny laureat Grammy.
- Motywacja, by pokazać White Album na maksymalnie zaawansowanym technicznie poziomie wynika z tego, że wydana w 1968 roku studyjna płyta Beatlesów zmieniła bieg muzycznej historii i jeśli ktoś usłyszy taką tezę za kilkanaście, kilkadziesiąt lat, na pewno zechce tego posłuchać i musi to mieć w należytej jakości - wyjaśniał jeszcze w trakcie 'polerowania' nagrań.
Pierwsze piosenki na The White Album powstały w mieście Rishikesh w Indiach pomiędzy lutym a kwietniem 1968.
Lennon, McCartney, Harrison i Starr wybrali się do słynnej akademii medytacji transcendentalnej. Ringo, który wrócił do Wielkiej Brytanii najwcześniej, otrzymał pocztówkę od kolegów z zespołu:
- Mamy materiał na dwa albumy długogrające. Szykuj perkusję!!!
Biały Album był pierwszym długogrającym wydawnictwem The Beatles zarejestrowanym we własnej wytwórni, Apple Records.
Przypomnę, że w 2015 roku egzemplarz The White Album należący do perkusisty zespołu Ringo Starra, o numerze 0000001, został sprzedany na aukcji za 790 000 USD.
Krążek utrzymywał się na szczycie listy sprzedaży w Wielkiej Brytanii przez 22 tygodnie, ale zyskał też sporo zwolenników za oceanem, pozostając 8 tygodni na pierwszym miejscu w podsumowaniu tygodnika Billboard.
- Zdecydowanie chcielibyśmy spróbować - mówią członkowie Soundgarden pytani , czy po śmierci Chrisa Cornella będą jeszcze nagrywać i koncertować.
Kim Thayil, Ben Shepherd i Matt Cameron udzielili wywiadu magazynowi Rolling Stone - pierwszego od zeszłorocznej śmierci założyciela i lidera fenomenalnej amerykańskiej grupy i nie wykluczyli, że będą jeszcze wspólnie występować pod jedną z bardziej rozpoznawalnych marek amerykańskiego rocka ostatnich lat.
Matt Cameron nie ma wątpliwości: Ciągle wspominamy stare dobre czasy, ale też dajemy sobie trochę przestrzeni, by każdy z nas mógł na spokojnie to wszystko sobie poukładać.
Ben Shepherd dodał: Na poziomie osobistym nawet nie mieliśmy okazji, by się spotkać, tylko nas trzech. Przechodzimy chyba naturalny proces leczenia ran, wychodzenia z tego na prostą, dopiero kolejnym etapem jest podjęcie jakiegoś kroku co do naszej przyszłości.
W ostatnim czasie z dziennikarzem magazynu Billboard rozmawiał też Kim Thayil: Odnosimy się do różnych momentów w historii rocka, komentujemy decyzje innych zespołów, które były w podobnej sytuacji, straciły lidera, analizujemy jak sobie poradziły, a wyglądało to bardzo różnie.
W rodzinnym mieście Cornella - Seattle - odsłonięto właśnie jego pomnik. Lider Soundgarden oraz Audioslave popełnił samobójstwo 18 maja zeszłego roku mając zaledwie 52 lata.
Jego żona Vicky Cornell w wypowiedzi dla Seattle Times mówiła, że chciała upamiętnić go za wkład w historię muzyki właśnie tu w Seattle, gdzie ta przygoda z rockiem ma swój początek. - To wyjątkowe miasto miało na niego spory wpływ, w pewnym sensie go zdefiniowało, zmotywowało twórczo do tego co robił w zespołach jakie zakładał - wyjaśniała Vicky Cornell.
Kiedy dalsze losy Soundgarden? To ciągle stoi pod znakiem zapytania. Jeszcze pod koniec roku trafi do nas zestaw najwspanialszych dokonań Cornella - taki 'career spanning box' zawierający 62 nagrania zarówno z jego autorskiego dorobku, jak i z okresu kiedy działał w zespołach Temple Of The Dog, Soundgarden oraz Audioslave.
White Lies zdradzili wreszcie więcej informacji o swojej piątej płycie i pokazali w rozgłośniach radiowych pierwsze nagranie 'Time To Give’.
- Rozpoczyna się nowy i bardzo ekscytujący dla nas rozdział - mówią w wywiadzie dla New Musical Express.
Krążek Brytyjczyków trafi do sprzedaży 1 lutego 2019 r., czyli prawie dokładnie dekadę od wydania debiutu.
Materiał nagrywano po dwóch stronach Atlantyku i White Lies ponownie skorzystali z pomocy tekściarza Ed Bullera, który miał znaczący udział w powstawaniu pierwszego krążka.
- Ta sesja ma dla nas szczególne znaczenie, wyznacza dekadę naszej działalności, w której rozwinęliśmy brzmienie i poruszaliśmy się w różnych terytoriach, rozpoczyna się nowy etap - mówi basista i autor tekstów Charles Cave.
- Piątka to faktycznie jakaś niesamowita liczba, nasza piąta płyta, w naszym przypadku to się sprawdza - dodaje.
Początkowo występowali jako Fear of Flying, od razu jako trio: Harry McVeigh (śpiew, gitara rytmiczna, keyboard), Charles Cave (gitara basowa, wokal wspierający) i Jack Lawrence-Brown (perkusja).
Warto pamiętać, że ich pierwszy album To Lose My Life wydany 19 stycznia 2009 roku zadebiutował na pierwszym miejscu zestawienia najlepszych long playów na Wyspach Brytyjskich.
Ich styl muzyczny nie odznacza się niczym bardzo szczególnym, ale wokal Harry McVeigh'a rzeczywiście jest trudny do podrobienia, co w moim odczuciu jest mocnym punktem stanowiącym o rozpoznawalności.
Barwa głosu wokalisty często jest porównywana do takich sław jak chociażby Ian Curtis z Joy Division, czy Julian Cope - z pochodzącego z Liverpoolu post punkowego zespołu The Teardrop Explodes. Warto odsłuchać sobie jak brzmią i przekonać, czy takie porównania są zasadne.
Pochodzą z Ealing. Mając w początkowym okresie sporo propozycji wydawniczych, zdecydowali się na Fiction Records, agencję, która nie zwykła ograniczać swobody twórczej, choć z wyników sprzedaży rozlicza bez taryfy ulgowej.
Czy to będzie piątka na piątkę? Przekonamy się 19 stycznia 2019.
Bezpośrednio po premierze będzie można ich zobaczyć na koncercie w Polsce 22 stycznia w klubie Proxima w Warszawie.
W ramach dużej europejskiej trasy wrócą jeszcze do Proximy 5 marca po występie w Berlinie. Sprzedaż biletów już trwa.
Bardzo popularne w rozgłośniach radiowych nagrania, znakomite koncerty i efekt - godne pozazdroszczenia wpływy na konto członków grupy Coldplay.
Prowadzona przez Chrisa Martina grupa dała w 2017 roku 63 duże koncerty, odwiedzając Azję, Europę i Amerykę Północną, a ostatni występ pamiętnej trasy odbył się na stadionie Ciudad de La Plata w Argentynie.
Jak podaje The Mirror, agencja koncertowa Flock Of Birds, zajmująca się rozliczeniami występów, poinformowała o obrocie na poziomie prawie 64 mln funtów, co jest równoznaczne z dochodami netto 38,5 mln funtów.
Dochody całkowite będą oczywiście większe, gdyż doszły jeszcze kampanie reklamowe, sprzedaż gadżetów i tantiemy.
Sama europejska trasa koncertowa "A Head Full Of Dreams" przyniosła dochód przekraczający 32,4 miliony funtów. The Mirror podaje, że gdyby rozłożyć zarobki Coldplay regularnie na całą dobę, to na ich konto co godzinę wpływało prawie 2000 funtów.
Manager zespołu Dave Holmes twierdzi, że do realizowanych z tak dużym rozmachem koncertów zespół wróci najwcześniej w 2021 roku, także ci, którzy widzieli ich w akcji teraz, będą musieli zachować te wspomnienia na kilka lat, bo wydawane co jakiś czas płyty nie oddają atmosfery występu na żywo dla 80 tysięcy osób.
Tymczasem kilka miesięcy temu była żona Chrisa Martina, aktorka Gwyneth Paltrow, pokazała na Instagramie jak lider Coldplay uczy ich 13-letnią córeczkę Apple gry na gitarze. Chris Martin pokazuje jej bardzo cierpliwie, z ojcowską troską, chwyty do nagrania "Blackbird" z repertuaru The Beatles.
The Beatles - to warto pamiętać - jedna z częściej wspominanych przez Martina muzycznych inspiracji i melodie Coldplay w wielu przypadkach nawiązują to klasycznej szkoły chwytliwych refrenów, choć oczywiście na współczesnym zaawansowanym poziomie.
Łatwo wpadają w ucho i bez trudu stają się przebojami, co potwierdzają rankingi sprzedaży.
Liam Gallagher, z mega popularnego w latach 90. Oasis drwił trochę ostatnio z Chrisa Martina, twierdząc, że ubiera się i wygląda jak nauczyciel geografii, ale z drugiej strony potrafi docenić poziom grupy.
Najwyżej w jego ocenie znalazły się jednak płyty z wcześniejszego katalogu zespołu, czyli "Parachuttes" z 2000 oraz "A Rush Of Blood To The Head" zarejestrowana w 2002 roku.
- Ostatnio balowaliśmy trochę u mnie na chacie i jeden z moich znajomych - zagorzały fan Coldplay - zagrał na gitarze akustycznej parę utworów z tamtego okresu, faktycznie pierwsze dwie płyty są 'mega' - powiedział nieskory do chwalenia innych Gallagher.
Po raz pierwszy amerykański artysta zdecydował się na zagranie w Polsce nie jednego, a aż czterech koncertów w ramach promocji najnowszej płyty „Boarding House Reach”, z której pochodzą m.in. świetne single "Connected By Love" oraz "Respect Commander".
Wszyscy fani powinni pamiętać, że podczas koncertów nie będzie można korzystać z telefonów komórkowych czy innych urządzeń rejestrujących.
W jednym z wywiadów Jack White tak to wyjaśniał:
- Dzisiaj ludzie nie potrafią klaskać, bo mają w rękach telefony. Ja nie mam setlisty. Nie mówię tych samych rzeczy na każdym koncercie. Jeśli ludzie nie potrafią mi oddać energii to może marnuję czas?
Nie ma wątpliwości, że White to jedna z najważniejszych obecnie postaci szeroko pojętego rocka, stawiająca przede wszystkim na bardzo indywidualny odbiór swojej muzyki.
Artysta trochę "starej daty", ale z nowoczesnym i bardzo pojemnym rozumieniem twórczości. Ma duży wpływ na innych twórców i w najbliższym czasie raczej nie grozi mu syndrom "wypalenia zawodowego".
W wypowiedzi dla Rolling Stone White tak opowiadał o tworzeniu utworu "Connected By Love":
- Zacząłem coś nucić pod nosem, wpatrując się w okno. Zawsze fascynował mnie proces tworzenia nowych utworów i do dziś nie potrafię wyjaśnić jak to się dzieje. Nagle jakoś tak zupełnie naturalnie pojawia się linia melodyczna, zaczynasz to słyszeć jako całość.
- Początkowo myślałem, że napiszę coś w oparciu o starsze rzeczy takie sprzed 40 lat, bo jak wiecie mam takie inklinacje, choć osadzam to we właściwych współczesności realiach, ale to poszło w inną stronę.
Amerykański muzyk, kompozytor, wokalista i producent muzyczny, szef wytwórni Third Man Records jest znany nie tylko z solowej działalności, ale także pamiętany z duetu The White Stripes - na przełomie XX i XXI wieku jednego z kluczowych zespołów tzw. Nowej Rockowej Rewolucji.
W 2011 roku, po wydaniu 6 albumów, formacja zakończyła działalność, a Jack White skoncentrował się na karierze solowej, umieszczając wszystkie swoje autorskie albumy na szczycie listy Billboardu.
Jack White jest laureatem 12 nagród Grammy, wielkim entuzjastą płyt winylowych i cenionym producentem. Chętnie podejmuje się współpracy z teoretycznie odległymi muzycznymi światami - słychać go zarówno na płytach Beyonce, jak i legendarnej hip-hopowej formacji A Tribe Called Quest.
Razem z Alicią Keys nagrał utwór do jednego z Bondów, komponował muzykę do filmów, a sam pojawił się w blisko 20 produkcjach filmowych i telewizyjnych.
Obydwa prowadzone przez niego zespoły – The Raconteurs i The Dead Weather wystąpiły w Polsce gromadząc wielotysięczną publiczność.
W ramach "Boarding House Reach tour" Jack White wystąpi w sobotę (06.10) w Arenie Gdynia, w niedzielę (07.10) w poznańskiej Hali nr 2 MTP, we wtorek (09.10) na warszawskim Torwarze, a występy zakończy w środę (10.10) w Tauron Arenie Kraków.
Wolf Alice - Don't Delete The Kisses (Hyundai Mercury Prize 2018) BBC Music
Wolf Alice okazali się zwycięzcami prestiżowej Mercury Music Prize za swój drugi krążek - ‘Visions Of A Life’. Ceremonia finałowa odbyła się (20.09) w Evetim Apollo w Hammersmith w Londynie.
Ogromna waga wyróżnienia polega m.in. na tym, że na bardzo zróżnicowanym i atrakcyjnym brytyjskim rynku muzycznym przyznaje się tylko jedną nagrodę, doceniając wyjątkowy aspekt wykonawczy konkretnego wydawnictwa.
Odbierając statuetkę wokalistka i gitarzystka zespołu Ellie Rowsell powiedziała: - Wygrana dla mnie i trojga moich przyjaciół znaczy bardzo wiele i jest ukoronowaniem naszej pracy.
Gitarzysta Theo Ellis przypomniał, że zespół stracił kontrakt z agencją płytową z powodu swojego wyglądu:
- Ale teraz tu jesteśmy odbieramy nagrodę, więc może dać sobie spokój - podsumował.
Powstały jeszcze w 2010 roku Wolf Alice początkowo składał się jedynie z dwóch osób, czyli Ellie Rowsell oraz gitarzysty Joffa Oddiego, a następnie dołączyli kolejno Joel Amey na bębnach i wreszcie gitarzysta Theo Ellis, co umożliwiło znaczne uatrakcyjnienie brzmienia.
Warto pamiętać, że już ich debiutancka płyta ‘My Love Is Cool’ była nominowana do najważniejszego brytyjskiego wyróżnienia w 2015, ale w głosowaniu finałowym musieli oddać pole Benjaminowi Clementine.
Choć w tym roku faworytami bookmacherów była Nadine Shah za znakomicie przygotowaną zeszłoroczną płytę – ‘Holiday Destination’, a w gronie nie pozbawionych szans znaleźli się też Jorja Smith, Sons Of Kemet, King Krule, czy nawet Arctic Monkeys, to właśnie sesję Wolf Alice uznano za najbardziej inspirującą w ciągu ostatnich 12 miesięcy.
Rezydujący w Londynie zespół odebrał czek na 25 000 funtów i jak mówią zamierzają te kwotę 'twórczo wykorzystać'.
Na scenie Eventim Apollo wykonali najbardziej znane nagranie nagrodzonego krążka ‘Don’t Delete the Kisses’ i dostali ogromną owację, a od przedstawicieli jurorów uzasadnienie:
- Mamy im za co dziękować, z jednej strony mają znakomite utwory wyśpiewywane przez fanów na największych festiwalach, a z drugiej nagrania bardziej subtelne, definiujące ich styl podczas pracy w studiu. Dziś do nich właśnie świat należy.
Galę finałową Mercury Music Prize prowadziła prezenterka BBC Radio 1 Annie Mac, a wieczór wypełniły występy m.in. Everything Everything, Lily Allen, Florence + The Machine, King Krule, Nadine Shah oraz obiecującej jazzowej grupy Sons Of Kemet.
Wszyscy wykonywali po jednym nagraniu z nominowanych albumów.
Kaiser Chiefs potwierdzili, że wydadzą niebawem nową płytę, a będą ją promować na długiej trasie koncertowej na Wyspach Brytyjskich.
Pochodzący z Leeds weterani brzmienia indie następcę krążka 'Stay Together' z 2016 roku wydadzą ponownie w swojej macierzystej agencji Polydor.
- Odsłaniamy wreszcie karty, komponujemy i koncertujemy, tak jak zawsze koncertujemy. Podpisujemy nowy kontrakt, nagrywamy nowy krążek, a jak się już ukaże, to pewnie tak jak zwykle powiemy, że jest najlepszy z dotychczasowych – mówi lider Ricky Wilson.
Grupa na razie nie chce określać, jakiego brzmienia możemy się spodziewać po zorientowanym bardziej na pop krążku ‘Stay Together‘.
- Zobaczymy jak to się poukłada, nie mamy jakiegoś szczególnego planu, a w wytwórni nie ma też zwykle żadnych wytycznych, robimy swoje - mówią członkowie Kaiser Chiefs. Około 20 koncertów w Wielkiej Brytanii zaplanowano na styczeń i luty 2019 roku. Za wcześnie, by mówić o występach w innych częściach Europy, przyjdzie na to czas po zakończeniu pierwszej serii występów, kiedy będzie jasne, czy efekty najnowszej sesji spodobają się publiczności.
Kaiser Chiefs, przypomnę, funkcjonują na scenie od mniej więcej 20 lat, a na koncie mają sporo znaczących dokonań, np. kapitalne radiowo single "I Predict A Riot" oraz 'Everyday I Love You Less and Less' z wydanego przed 13 laty krążka 'Employment', czy szalenie popularny także w naszych rozgłośniach radiowych "Ruby" (numer 1 brytyjskiej listy singli), pochodzący z podwójnie platynowej na Wyspach płyty "Yours Truly, Angry Mob', a wydanej w 2007 roku.
Cudne jest to, że występujący w sześcioosobowym składzie zespół trudno jest jednoznacznie sklasyfikować, a najczęściej przykładane im łatki to indie rock, post-punk revival, czy najbardziej chyba pojemna w naszym wyobrażeniu - nowa fala.
Od lat są mocno rozpoznawalnym filarem brytyjskiej fonografii, świetni warsztatowo, atrakcyjni na koncertach – zawodowcy, na których nowe pomysły zdecydowanie warto czekać.
Krótkie omówienie najciekawszych premier płytowych tygodnia, wydarzeń koncertowych, festiwali oraz informacje muzyczne ze światowego rynku fonograficznego. Wybieramy najbardziej udane nagrania z nowych sesji, sprawdzamy co ciekawego w kalendarzu premier płytowych, co w planach koncertowych najbardziej znanych zespołów i czy są szanse, że zobaczymy ich w Polsce.