Nigella Lawson o toksycznej kulturze dietetycznej. Zamiast myśleć, co może zdjąć z talerza, zastanawia się, co jeszcze dodać
W ostatnim czasie to już nie diety i mordercze treningi stosowane przez gwiazdy są w centrum uwagi, a popularny lek, po który sięgają, a którego skutkiem ubocznym jest spektakularna utrata masy ciała. Wraz z kolejnymi metamorfozami sław powraca temat toksycznej kultury dietetycznej. Niedawno w tej kwestii głos zabrała ikona kulinarnych programów, Nigella Lawson. 64-latka zapytana o to, czy skusiłaby się na taką „kurację odchudzającą”, odparła, że zbyt mocno kocha jedzenie, by mogła uczynić z niego obiekt swojej niechęci.
„Kiedyś przeczytałam komentarz osoby zażywającej Ozempic, która stwierdziła, że po raz pierwszy dzięki jego stosowaniu nie myślała ciągle o jedzeniu. Ale ja na przykład czerpię wielką przyjemność z ciągłego myślenia o jedzeniu. Oczywiście nie mogę osądzać decyzji podyktowanych względami medycznymi - gdy doktor przepisał ten specyfik przy leczeniu stanu przedcukrzycowego. Natomiast taki lek nie jest dla mnie. Poświęciłam sporą część swojego życia, starając się pomóc ludziom zrozumieć, że jedzenie nie jest wrogiem. Zawsze wolę myśleć o tym, co mogę jeszcze dodać do swojej diety, niż o tym, co z niej usunąć” – stwierdziła Lawson w rozmowie z „The Times”.
Choć i dla niej wyobrażenie o idealnym ciele jest kuszące, Lawson już dawno obiecała sobie, że będzie miała zdrowy stosunek do jedzenia. „Moja mama miała problematyczną relację z jedzeniem. Obserwując ją obiecałam sobie, że nie chcę podążać jej śladem. Wolę mieć więcej ciała tu i tam, ale jednocześnie móc więcej jeść. To kwestia priorytetów i tego, co jest dla nas ważne. Dla mnie liczy się jedzenie. To mój sposób na celebrowanie życia” – dodała. (PAP Life)
mdn/ag/