"Nie było nawet na kije". Trenerzy i zawodnicy o upadku Orlika przed końcem sezonu
Nie było już pieniędzy na podstawowy sprzęt, wyjazdy na mecze oraz opłacenie sędziów. Orlik Opole - na cztery kolejki przed końcem sezonu - został wycofany z rozgrywek Polskiej Hokej Ligi. Oznacza to, że zespół automatycznie spadnie do pierwszej ligi.
- Nie byliśmy bez szans, ale przegraliśmy ze sprawami poza sportowymi - mówi Jacek Szopiński, trener Orlika.
- Hokej w Opolu nie jest lubiany. Pozwolono ekstraligowej drużynie upaść w trakcie sezonu. To jest sytuacja niezrozumiała. Klub już był w dramatycznej sytuacji finansowej. Nie było żadnej pomocy, ani z miasta, ani z urzędu marszałkowskiego.
- Myśleliśmy, że jednak dokończymy rozgrywki - dodaje Jarosław Nobis, który barwy klubu reprezentował przez 23 lata. - Czujemy duży żal, smutek, rozpacz.
Orlik od kilku lat miał większe wsparcie z opolskiego ratusza. Wraz z Odrą, Gwardią i Kolejarzem tworzył tak zwany sportowy okręt flagowy miasta. Miał zapewnioną większą dotację - pół miliona złotych rocznie - do tego zagwarantowaną w planie kilkuletnim. Do tego dochodziły znaczne ulgi za korzystanie z lodowiska Toropol.
- Na razie nie znamy dokładnej sytuacji w klubie. Nie wiemy jakie są zaległości - przekonuje Przemysław Zych, zastępca prezydenta Opola.
- To są bardzo złe sytuacje, gdy ciężko jest oszacować dno worka z zaległościami. Pewne tematy są do uratowania. Skoro jest zaległość, to zawsze można ją spłacić. Tylko my dzisiaj bazujemy tylko i wyłącznie na informacjach złych, a nie mamy żadnych informacji odnośnie perspektywy rozwoju.
Wiadomo, że klub ma 70 tysięcy złotych długu wobec Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji i kilkumiesięczne zaległości wobec zawodników. Ci nie wykluczają, że o swoje pieniądze powalczą w sądzie.