Gdy Greniucha, który do tej pory pracował w IPN w Biurze Poszukiwań i Identyfikacji, szukając mogił Żołnierzy Wyklętych, awansowano, przez liberalne media przetoczyła się burza. Pisano o skandalicznej polityce kadrowej, o nominacji dla działacza Obozu Narodowo-Radykalnego. Greniuch mówi dziś, że się od swoich korzeni nie odcina, ale zaznacza, że środowisko ONR było w tamtych czasach mocno subkulturowe a on "starał się je cywilizować".
- W roku 2014 miałem już zupełnie inne priorytety - opowiada. - Krytykujące mnie media piszą tak, jakby awansowano chłopaka z ONR. W ogóle nie zauważają tych lat, w których skończyłem studia, napisałem doktorat, wydałem w sumie 8 książek naukowych i popularnonaukowych, w tym ogromną monografię żołnierzy "Bartka". Jakie mam polityczne poglądy? Trzymam się z daleka od polityki, jako historyk muszę być obiektywny i apolityczny.
Greniuch podkreśla także, że nie jest bezkrytyczny wobec antykomunistycznej partyzantki. Jego następna książka opowie o podwładnych "Bartka", którzy zdradzili i poszli na współpracę z bezpieką.
- Jaki mam pomysł na opolską delegaturę? Jest najmniejsza w kraju, ma tylko 10 pracowników, dlatego nastawiam się na wyjście na zewnątrz i współpracę z organizacjami patriotycznymi. Chcę im pomóc sprofesjonalizować działalność - zapowiada.
Greniuch przekonuje, że błędne jest założenie, że jako człowiek kojarzony z narodowcami nie powinien kierować oddziałem IPN w takim regionie jak Opolszczyzna.
- To prawda, że to region trudny, wielokulturowy. Ale uważam, że Ślązacy i przybysze z Polski czy Kresowianie mieli wspólnego wroga: komunistów. Czesław Gęborski mordował nie tylko Niemców i Ślązaków w w Łambinowicach, ale także żołnierzy podziemia - mówi.