- Na pierwszy obóz harcerski pojechałem w 1981 roku i już wtedy byłem komendantem, więc chyba nigdy nie byłem tylko uczestnikiem obozu. Gdy skończyłem 18 lat, to zawsze jeździłem jako komendant. Co się zmieniło? Kiedyś nie było standardem, że policja jest przy wyjeździe autokaru, nie było tak, że zanim dojechaliśmy, mam dwa telefony: z powiatowej policji i powiatowej straży pożarnej. Ta kontrola bezpieczeństwa jest dziś dużo większa, od kilku lat troska o prewencję jest bardzo duża - mówił w "Poglądach i osądach" Jerzy Mika, który od lat organizuje obozy dla harcerzy ze związku Harcerstwa Rzeczypospolitej.
Nasz gość dodaje jednak, że w innych europejskich krajach troska o bezpieczeństwo sięga absurdu.
- We Francji uznano, że lasy są niebezpieczne, więc tam w ogóle nie wolno organizować obozów w lasach. Tam skauci nie mogą wyjeżdżać do lasu - tłumaczy.
Mika dodaje, że rodzice, choć troszczą się o swoje pociechy, oczekują, że harcerski obóz będzie jednak swego rodzaju szkołą życia.
- Chłopcy muszą się zderzyć z rzeczywistością i sami o siebie zadbać - wyjaśnia Mika.