Wrócił pan niedawno z urlopu, więc od tematów podróżniczych rozpoczniemy naszą rozmowę. Samorządowcy z Prudnika apelują, nie po raz pierwszy zresztą, żeby utworzyć w ich mieście filię biura paszportowego. Są w ogóle szanse na to, że te prośby zostaną wysłuchane?
Panie redaktorze, temat nie jest nowy. On powraca od czasu do czasu. Znam go też z własnych doświadczeń, przecież przez wiele lat byłem starostą w Kluczborku i także marzyło nam się to, aby na powrót można było formalności paszportowe załatwiać u siebie na miejscu. Ja nie mogę powiedzieć, że nie, i że nigdy do tego nie wrócimy. Natomiast na dzień dzisiejszy sytuacja wygląda następująco. Jesteśmy po remoncie w wydziale paszportowym naszego urzędu. Funkcjonuje to w miarę dobrze. Nie ma jakichś wydłużonych czasów oczekiwań na wyrobienie dokumentów.
Dzisiaj, jak sprawdzałem, to trzy tygodnie trzeba czekać. To może być długo dla niektórych
Ale tego czasu oczekiwania, wytworzenia dokumentu, nie przyspieszy fakt, że wniosek zostanie przesłany np. z Prudnika czy Opola. On będzie trwał tyle samo. Poza tym przypomnę tylko, że my wyrabiamy sobie paszport raz na dziesięć lat. Na dekadę. Musi się coś ważnego zdarzyć, żeby to był okres krótszy. W przypadku dzieci to może być okres pięcioletni. Więc raz na dziesięć lat. Myślę, że nawet z Prudnika do Opola można podjechać.
Panie Wojewodo to jest nierzadko całodniowa wyprawa. Trzeba sobie wziąć wolne w pracy, żeby się do Opola wybrać. Gdybyśmy zapytali słuchaczy to myślę, że mieliby trochę inne zdanie na ten temat. Co stoi na przeszkodzie? Bo przecież starostwo, akurat mówimy o Prudniku, deklaruje, że przeznaczy na ten cel pomieszczenie. Może nawet je wyremontuje. Wydawać by się mogło, że to tylko odesłanie tam, albo zatrudnienie na miejscu, urzędnika.
I tu chcę przejść do tej, na dzisiaj, najbardziej aktualnej przeszkody. Polega ona oczywiście na innych wyzwaniach, które ma Wydział Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców, tutaj, w naszym urzędzie w Opolu. Bo my mówimy tylko o zatrudnieniu ludzi. To przede wszystkim trzeba bardzo dobrze zabezpieczyć i zgrać technicznie. Ponieważ dzisiaj robimy wszystko, co związane ze złożeniem wniosku, właściwie już tylko elektronicznie. Więc to zabezpieczenie, ten sprzęt, całe wyposażenie, to musiałoby się znaleźć w dowolnym miejscu na terenie województwa. No i tak jak pan powiedział, oddelegować urzędnika lub zatrudnić urzędnika na miejscu. Ale jeśli w obydwu przypadkach są to dodatkowe koszty finansowe, na które dzisiaj nie ma pieniędzy w budżecie wojewody.
Panie Wojewodo, ja przypomnę, że jeszcze nie tak dawno temu zastanawialiście się nad tym, czy nie powołać drugiego wicewojewody
Zaraz do tego się odniosę, ale dokończę wątek paszportów. Jeśli chodzi o taką właśnie pracę, przecież jeżeli nawet zatrudnienie byłoby na miejscu przez danego starostę, to oznaczałoby, że zlecamy zadania z zakresu administracji rządowej do wykonania samorządowi. Więc w ślad za tym muszą pójść pieniądze w ramach dotacji, co będzie po prostu kosztowało. My na dzisiaj w urzędzie wojewódzkim mierzymy się z zupełnie innym, bardzo poważnym wyzwaniem. Właśnie z tym wydziałem związanym, a mianowicie obsługą cudzoziemców. I to jest dana, którą wyliczono i oszacowano przez Urząd ds. Cudzoziemców. My musimy przyspieszyć rozpatrywanie tych wniosków bardzo istotnych dla regionu, dla gospodarki i wreszcie dla tych ludzi, którzy się ubiegają o różnego rodzaju dokumenty, ponieważ w tym zakresie mamy olbrzymie zaległości. Po zmianie przepisów, od lipca bieżącego roku, o czym też tu na antenie Radia Opole mówiłem, tych wniosków będzie jeszcze więcej. Więc każdy grosz w tej chwili, który znajdzie się w dyspozycji wojewody, musi być dedykowany w ramach tego wydziału na wzmocnienie Wydziału ds. Cudzoziemców. Natomiast nie za bardzo wyobrażam sobie, że będziemy wydawali pieniądze na placówki odmiejscowione w zakresie oddziału paszportu. Co do drugiego wojewody to nie jest tak, że myśmy planowali drugiego wojewodę. Nikt nie planował. Tak jak informowała pani wojewoda, pani Monika Jurek, otrzymaliśmy informację, żeby w statucie przemyśleć sprawę funkcjonowania drugiego wojewody.
Ja nie przypominam sobie, żeby wtedy ktoś mówił, że nie mamy na to pieniędzy, ale to zostawmy
Nikt nigdy tej decyzji nie konsumował, nie próbował obsadzić. Ani nie wróciła informacja z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, jakoby takie stanowisko u nas zafunkcjonowało, więc tematu nie ma.
Panie wojewodo, w dolnośląskiem, oprócz Wrocławia, mamy takich filii 3. W Łódzkiem 4. Nie wspomnę o województwie śląskim. Tam jest tych filii 20. Warmińsko-Mazurskie, niezbyt zamożny region, ma takich filii 4, w tym w niewielkich Bartoszycach, czy w Giżycku. Dlaczego tam się da, a u nas się nie da? Podejrzewam, że też się mierzą na przykład z problemem cudzoziemców.
Tak jest, dokładnie. I to wynika z wielu rozmów i spotkań, w których mam przyjemność uczestniczyć. Rzeczywiście wszystkie województwa ze sprawami cudzoziemców muszą się dosyć mocno boksować. Odpowiedź jest prosta. Proszę zwrócić uwagę na liczebność i wielkość tych województw. Jeżeli pan mówi Dolny Śląsk, mówimy o Wałbrzychu, Jeleniej, Górze i Wrocławiu. To troszeczkę inna skala niż Prudnik i Opola. Powiedzmy sobie szczerze. Tu bardziej o to chodzi. Na dzień dzisiejszy raczej nie wyobrażam sobie, abyśmy otrzymali zwiększenie budżetu wojewody dedykowane właśnie takim przedsięwzięciom.
Na razie jesteśmy jednym z dwóch województw w Polsce, które takiej filii nie ma. Na razie nie zapowiada się, żeby mogło się coś w tym temacie zmienić. Wiceminister klimatu i środowiska Przemysław Koperski zapowiada tzw. renaturyzację Odry. Wiąże się to m. in. z rezygnacją z części zapowiadanych wcześniej inwestycji. Nie tylko na tej rzece. To m. in. zbiornik na Ścinawie Niemodlińskiej w Piorunkowicach, zbiorniki na rzece Mora, czy na Osobłodze. Pana zdaniem te projekty powinny trafić do kosza?
W jakim sensie trafić do kosza?
Jest pomysł taki, żeby ich nie realizować. "Chcemy, aby fundusze z wykazu tych inwestycji, inwestycje i wykaz (część panu przeczytałem), były przeznaczone na działania zmierzające do renaturyzacji Odry i jej dorzecza. To nasz główny cel." Tak pan minister mówił 17 lipca w Sejmie.
Panie redaktorze, pewną zmianę w podejściu i całej filozofii do Odry i jej użytkowania widzimy od jakiegoś czasu. Zwłaszcza, kiedy dopadają nas takie sytuacje jak ta związana ze złotą algą. Czyli krótko mówiąc, podnoszony przez wiele, wiele lat wątek udrożnienia Odry, żeglowności Odry i tak dalej. To wszystko jest ingerencja w naturę, która będzie powodowała to, co mamy do tej pory. Jeżeli dzisiaj, monitorując złotą algę dla przykładu, mierzymy temperaturę wody i widzimy, że w innych miejscach ta temperatura wody jest dosyć dobra i pozwala zmniejszyć ryzyko zakwitu złotych alg, to na przykład na Kanale Gliwickim, który jest wybetonowany, temperatura wody za każdym razem jest większa. Kanał jest, jaki jest, więc tam to zagrożenie zakwitu złotych alg jest większe. Więc to uprzemysłowienie, oczywiście to nie jest najlepsze słowo, wykorzystywanie gospodarcze Odry musi iść w parze po prostu z bezpieczeństwem przyrodniczym, z ochroną środowiska i myślę, że w tym kierunku ministerstwo idzie. Co więcej, myślę że rezygnacja z kilku przedsięwzięć, a przynajmniej rozmowa na ten temat, ma jak najbardziej głęboki sens.
Pytanie, czy rozmawiacie już na ten temat z kimkolwiek w rządzie?
Na ten temat nie. Do nas nie spływają informacje, jeśli pyta pan o mnie czy o urząd wojewody
To jest wiedza powszechnie dostępna. Nowa Trybuna Opolska o tym pisała jakiś czas temu
Natomiast to nie jest dzisiaj procedowana kwestia w ramach naszego Urzędu. Natomiast chcę zwrócić uwagę na co innego, że warto zastanowić się i przejrzeć te wszystkie inwestycje, które w ramach ochrony przeciwpowodziowej dorzecza Odry i Wisły w naszym kraju są realizowane. Chociażby dlatego, że 30 lipca, też świeża sprawa, Najwyższa Izba Kontroli po kolejnej kontroli realizacji tej inwestycji opublikowała raport, z którego wynika, że na 22 zadania, oczywiście to są koszty miliardowe, 21 ma spore opóźnienia sięgające od 24 nawet do 52 miesięcy. Więc ja myślę, że w tym kontekście warto porozmawiać o tych wszystkich planowanych przedsięwzięciach i ocenić ich potrzebę, także w kontekście ochrony środowiska, koszty i możliwość realizacji w dającej się przewidzieć w przyszłości. Chyba temu też ta rozmowa i dyskusja w sejmie służy.
Jak informuje Śląski Urząd Wojewódzki, ze zbiornika Dzierżno Duże i połączonego z nim Kanału Gliwickiego wyłowiono w ostatnich dniach prawie 7 ton martwych ryb. Przyczyną jest pojawienie się złotej algi. Na Śląsku wojewoda zdecydował o postawieniu tamy ze słomy jęczmiennej między tym jeziorem a właśnie kanałem. U nas też będą albo już są prowadzone podobne działania?
My te działania prowadzimy cały czas, także w porozumieniu właśnie z panem wojewodą Wójcikiem z województwa śląskiego. Dosłownie trafia pan w punkt, bo nie dalej jak wczoraj mieliśmy w ramach naszego zespołu zarządzania kryzysowego spotkanie i na ten temat rozmawialiśmy, monitorując na bieżąco sytuację. Ta słoma jęczmienna pojechała na Śląsk z naszego województwa.
Na razie nie mamy jeszcze sygnałów o tym, żeby do naszego województwa ta złota alga dotarła? Żeby efekty jej oddziaływania już były widoczne?
Panie redaktorze, ona jest cały czas. I teraz od warunków atmosferycznych, temperatury powietrza i temperatury wody przede wszystkim zależy to, czy to ryzyko rośnie, czy maleje. Proszę zwrócić uwagę, na początku maja, gdy myśleliśmy, że po zimie, po dość mokrym roku, dużych opadach, podniesieniu stanu rzeki, będziemy mieli trochę szybszy przepływ wody, będziemy mieli trochę spokoju. Wystarczył upał na początku maja i pojawił się problem. Od razu ta złota alga nam zakwitła.
Może mamy za mało wody w tym systemie? Może to jest sygnał, żeby z tych inwestycji, o których przed chwilą rozmawialiśmy, nie rezygnować?
Zobaczymy. Natomiast ja myślę, że największą przyczyną są po prostu zrzuty wody przemysłowe z kopalni. To jest źródło problemu.
No właśnie. Paulina Hennig-Kloska była tutaj na Opolszczyźnie. Osobiście z nią rozmawiałem. Było to, panie wojewodo, na początku czerwca. Kiedy zapytałem o propozycje ministerstwa dla Odry, wskazywano m. in. na instalacje odsalające przy kopalniach. Róża Thun, która wtedy, będąc waszym koalicjantem, startowała do europarlamentu, mówiła też o jakichś filtrach. Co dzieje się w tej kwestii?
Dla nas wszystkich najważniejsze jest to, bo oczywiście monitorujemy [ten problem]. Proszę sobie wyobrazić, że o tym już nikt nie mówi, bo to trwa dwa lata. Ale my co tydzień spotykamy się w ramach naszego Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego na spotkaniu z ministerstwem, z sąsiednimi województwami, tymi odrzańskimi. Ta sprawa jest na bieżąco monitorowana. Ważne, żeby - i to już jest zadanie naukowców - znaleźć metodę, która pozwoli z tym zjawiskiem walczyć. To, co pan wspomniał, urządzenia odsalające, bardzo dobrze. Ja z Trwogą wysłuchałem kiedyś wypowiedzi pana wojewody śląskiego, który mówił "słuchajcie, ale ten proces wypompowywania zasolonej wody musi być kontynuowany zawsze, ponieważ dojdzie do katastrofy. Po pierwsze, dojdzie do zalania czynnych kopań. Po drugie, może dojść do kolejnych jakichś obsuw ziemi, więc ten proces musi się dziać". Na szczęście na spotkaniu z wojewodami ten temat też był bardzo mocno poruszany i w samej wypowiedzi pana premiera padło to, że no niestety, ale metoda jakaś walki z tym musi się znaleźć.
Też się pojawiła taka kwestia jak budowa rury bezpośrednio ze Śląska do Bałtyku
Tak, padło to, pamiętam tę wypowiedź, ale ta kwestia infrastrukturalnie, kosztowo, technicznie jest strasznie trudna do wyobrażenia sobie. Aczkolwiek mądrzejsze głowy niż moja pewnie nad tym myślą. Natomiast naukowo próbuje się znaleźć metodę, i w tej chwili także będą trwały eksperymenty punktowe użycia pewnych niegroźnych związków chemicznych, żeby tę algę neutralizować. Myślę, że to jest metoda, żebyśmy potrafili zadziałać w taki sposób, żeby to zjawisko ukrócić. A jeżeli pójdą priorytety i decyzje centralne zmierzające do tego, żeby odsalać wodę, no to tylko temu należy przyklasnąć. I może na to właśnie należy poszukać pieniędzy, rezygnując czasami z zadań, których realizacja w bliższej przyszłości jest trudna do określenia.
22 lipca, bardzo ciekawa data. Tego dnia oficjalnie uruchomiono radar na Górze Świętej Anny. Konstrukcja nie wygląda na szczególnie skomplikowaną. Dlaczego więc tak długo trwało jej wznoszenie?
Dlaczego trwało to? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.
W 2013 roku Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dał na tę inwestycję trzy miliony złotych. IMGW dorzucił resztę
Radary jako urządzenia detekcyjne, które pozwalają na... W ogóle bardzo dziękuję, że Pan mnie o to pyta, bo to rzecz mało zauważalna może w codziennym życiu i natłoku informacji, a jednak szalenie ważna. Odkąd w Polsce zafunkcjonowały tego rodzaju urządzenia detekcyjne, mija już 60 lat. W tej chwili nasz radar (bo nasz radar nie jest modernizowany na Górze Święta Anny, tylko zbudowany od nowa) jest częścią dużego projektu wartego 135 milionów złotych, gdzie modernizuje się te urządzenia w skali kraju. Co ciekawe, to zadanie to także jest program ochrony przeciwpowodziowej dorzecza Odry i Wisły. To w tym programie to zadanie umiejscowiono właśnie dlatego, żeby umieć monitorować i reagować na wszelkiego rodzaju zjawiska pogodowe. My już z pracującego radaru na Górze Świętej Anny w Wydziale Zarządzania Kryzysowego korzystamy. Te dane już tutaj spływają.
Są to dane wysokiej jakości?
Tak, oczywiście. I to się podkreśla także w literaturze i w tekstach, które przeczytałem, że właśnie modernizacja, budowa tych radarów przy dzisiejszej ich wydolności i jakości technicznej stanowi naprawdę istotne wsparcie jeśli chodzi o system ochrony. Co więcej, to idzie dalej, ponieważ zainstalowanie tego radaru i pokrycie całej powierzchni naszego województwa (bo mieliśmy w tym miejscu autentyczny brak) daje się wykorzystywać np. do monitorowania zjawisk suszy, na podstawie których przyznaje się rolnikom odszkodowania. Aplikacja suszowa w tym obszarze, jak nie było tego radaru, funkcjonowała gorzej. I to podnosiły też bardzo jasno środowiska i organizacje rolnicze, Izba Rolnicza, mamy nawet wniosek w tej sprawie. Ja nie mówię, że jest idealnie i że ta aplikacja wszystko teraz widzi, ale istotnie wpływa to na poprawę jakości pracy.
Oczywiście, nikt tego nie kwestionuje, tylko panie wojewodo, Pałac Kultury i Nauki budowano nieco ponad trzy lata, ten radar powstawał 11 lat
Ja nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, gdyż ja przez 11 minionych lat, kiedy budowano ten radar nie miałem najmniejszego wpływu na to.
Problem właśnie polegał na tym, że przez większość tego czasu nie budowano
Właśnie, więc należy zapytać tych, którzy winni uderzyć się we własne piersi
Opolscy wierni piszą do minister kultury, domagając się jak najszybszego otwarcia opolskiej katedry. Mamy chyba pat w tej sprawie. Pytanie, czy da się z niego jakoś wyjść w najbliższych miesiącach. Kuria chce, żeby już na Boże Narodzenie odbyły się tam nabożeństwa. To jest możliwe?
Wierzę, że tak. Wierzę, że tak. Aczkolwiek moja wiedza jest stricte administracyjna, że tak powiem urzędnicza potocznie. Ja nie chcę wchodzić w paradę specjalistom od konserwacji zabytków. Nie chcę udawać, że wiem więcej niż oni, bo tak nie jest. Ostatnia rozmowa w poniedziałek, a we wtorek nasz opolski wojewódzki konserwator zabytków gościł u pani minister Żelazowskiej na spotkaniu. Myślę, że także w tej sprawie, właśnie w związku z problemem. Kiedy rozmawialiśmy w poniedziałek, jesteśmy na dzisiaj umówieni na dalszy ciąg, była to taka kwestia, iż wcześniejszy pomysł zostawienia tej tumby dzisiaj troszkę stracił na aktualności. Specjaliści pracują nad tym dalej, albowiem po dopuszczeniu powietrza ten zabytek zaczął troszeczkę szybciej kruszeć, tracić swoją substancję, swoją stałość, więc w tym względzie specjaliści się mają wypowiedzieć. Zdaniem naszego opolskiego wojewódzkiego konserwatora zabytków, perspektywa czasowa nie jest zbyt odległa po decyzji o tym, w którym miejscu ten odkryty zabytek ma być zlokalizowany.
Dzisiaj jesteśmy bliżej której wersji, że to rzeczywiście zostanie wyeksponowane, pokazane turystom, mieszkańcom; czy jednak, tak jak nieoficjalnie słyszymy, jak podobno ma chcieć Kościół, żeby jednak trochę to zmarginalizować?
No właśnie, to jest taka gra interesów. Zobaczymy, czy w ocenie specjalistów, konserwatorów zabytków, wygra ta, czy ta druga opcja. Rozumiem tych, którzy chcą jak najszybciej i przywrócić taki bardzo praktyczny wymiar funkcjonowania kościoła. Moje serce, osoby, która po urlopie, bo pan wspomniał, akurat miała przyjemność na powrót zwiedzić kilka znakomitych katedr na terenie Włoch, no to widziałem, że każdy zabytek jest pięknie wyeksponowany. Bez względu na to, w którym miejscu stoją ławki. Najczęściej są one mobilne po prostu. Natomiast tutaj głos należy w tej chwili do osób, które posiadają specjalistyczną wiedzę i zajmują stanowiska właściwe do podjęcia takich decyzji.
Pytanie, czy oni będą się w stanie porozumieć?
Myślę, że tutaj konserwator zabytków, korzystając z całej wiedzy i stosownych ekspertyz, jednak działa administracyjnie, więc sprowadzi się to na końcu do podjęcia decyzji, którą trzeba będzie wdrożyć w życie. Zachęcam do spotkania z naszym konserwatorem zabytków, aby tę wiedzę, w zakresie takim bardziej specjalistycznym, pogłębić i przybliżyć także słuchaczom.