Przeszło 1200 gospodarstw rolnych w regionie doznało szkód podczas tegorocznej powodzi
O wielkości popowodziowych strat oraz oferowanej rolnikom pomocy na walkę ze skutkami żywiołu mówił w Porannej Rozmowie Radia Opole Łukasz Smolarczyk, wiceprezes Izby Rolniczej w Opole.
- Do 15 listopada rolnicy mogli składać wnioski za zalaną produkcję w toku i teraz agencja [Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa - red.] te wnioski bardzo szybko weryfikuje i bardzo szybko przystąpi do wypłaty tych pieniędzy. Kolejne działanie, jakie będzie to do 29 listopada rolnicy będą mogli składać wnioski o rekompensatę 3. i 4. raty podatku [rolnego - red.], ale tutaj jest już potrzebny protokół od wojewody. Dopóki te protokoły nie spłyną z powrotem do gmin, rolnicy ich nie odbiorą to rolnicy nie będą mogli złożyć tego wniosku - przyznał gość Radia Opole.
Ale możliwości wsparcia poszkodowanych rolników jest więcej - mówi wiceprezes Izby Rolniczej w Opolu. - Kolejnym działaniem jest 5.2, czyli odtwarzanie potencjału produkcji rolnej. To już jest działanie typowo z PROW-u, czyli Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich - dodał.
A czy można już oszacować całościowe straty, które ponieśli opolscy rolnicy?
- Całościowo jeszcze nie jest to oszacowane, bo protokoły nie są u wojewody sprawdzone, mamy ponad 1200 gospodarstw, które ucierpiały w samym województwie opolskim - to jest bardzo dużo. Specyfika oszacowania szkód w gospodarstwach rolnych po powodzi jest bardzo szeroka, bo ona dotyczy i upraw zalanych w toku, i płodów w magazynach, ale i maszyn i obiektów, i w niektórych przypadkach też zwierząt oraz środków do produkcji. Dlatego specyfika oszacowania jest bardzo szeroka i bardzo trudna - przyznał Smolarczyk.
W porannej rozmowie pytaliśmy także, dlaczego opolscy rolnicy sprzeciwiają się umowie Unii Europejskiej z państwami Mercosur, czyli Brazylią, Argentyną, Paragwajem, Boliwią i Urugwajem.
- Niestety, te produkty wyprodukowane w tamtej części świata są produkowane w oparciu o chemię, która w Unii Europejskiej była wycofana często 10, 20, 30 lat temu. Tyle się mówiło, że to są substancje trujące dla nas - konsumentów, a teraz przywozimy stamtąd produkty, wytworzone w oparciu o te substancje aktywne. Można w produkcji zwierzęcej stosować hormony, te, które w Europie są zabronione. Tyle się mówi o skróceniu łańcucha dostaw, a tymczasem się te łańcuchy dostaw wydłuża - podkreślał.
Jak dodał prezes Smolarczyk, gospodarzy boli, że z jednej strony na rolników w Unii Europejskiej nakłada się coraz więcej obostrzeń dotyczących produkcji, a z drugiej strony na unijny rynek dopuszcza się żywność tych standardów pozbawioną. Jak przekonywał, rolnicy są świadomi, iż cenowo nie będą w stanie konkurować z żywnością z krajów Mercosur. Stąd do władz rolnicy kierują apele wyrażające ich sprzeciw wobec takiej polityki rolnej, a jeśli to nie spotka się z odpowiednią reakcją, będą się uciekać do protestów.