Zdaniem Grzegorza Krukowskiego, kampania już trwa i tematy będą się teraz nasuwały same. Twierdzi on, że warto rozmawiać o wiarygodności wyborczych obietnic. Krukowski mówi, że po podliczeniu wszystkich obietnic KO w grę wchodzi nawet 120 mld zł, a to jedna czwarta budżetu państwa. Wspomniał też - nawiązując do akcji "Cystermy wstydu" - o uszczupleniach w podatku VAT za poprzednich rządów. Polityk SP przypomniał, że obietnice prawicy zostały oparte na dobrych wyliczeniach i dlatego zostały spełnione.
Tobiasz Gajda z PO odparł, że KO wyliczyła sobie, że wspomniane cysterny w ciągu 30 dni, jeżdżąc 6 godzin dziennie, spalają 20 tysięcy litrów paliwa, co nie jest ani ekologiczne, ani gospodarne. Jego zdaniem, akcja jest niewypałem. Gajda dodał także, że po trzech latach rządów PiS dziura w podatku VAT jest jeszcze wyższa i wynosi prawie 120 mld zł. Co do obietnic, Gajda przypomniał, że PiS miał wybudować 100 tysięcy mieszkań a do końca roku będzie ich tylko 887, czyli niecały 1 procent.
Marko Markowski z PiS, mówiąc o luce VAT-owskiej, przypomniał, że w grę wchodzą dane Komisji Europejskiej a nie polityków PiS. Polityk PiS ironizował, że agencje PR-owskie zaleciły schowanie Grzegorza Schetyny i stąd kandydatura Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na premiera. Według Markowskiego, znacznie większym problemem jest niekontrolowany wyciek ścieków, z którym mieliśmy do czynienia w Warszawie i który jest dowodem nieudolności warszawskiego ratusza.
Szymon Godyla z Nowoczesnej stwierdził, że w tej kampanii trzeba poruszyć temat inflacji a transfery społeczne, które uruchomił PiS, są coraz mniej warte z powodu wzrostu cen, przede wszystkim żywności (jak mówi, to wzrost o 7 procent rok do roku). Ten skok cen, zdaniem Godyli, to także skutek uboczny transferów społecznych. W jego ocenie, rząd nie ma pomysłu, jak powstrzymać inflację, co może wpłynąć także na kurs walut.