Poprzemysłowy kompleks w Prudniku popada w ruinę. Obiekty fabryki włókienniczej z przełomu XIX i XX wieku obejmuje ochrona konserwatorska. Przed laty część fabrycznych hal zlikwidowanego „Froteksu” syndyk sprzedał prywatnym inwestorom. Teraz są w złym stanie. Potwierdziła to kontrola inspekcji budowlanej, która dotyczyła siedmiu obiektów. Dwa z nich podlegają ochronie konserwatorskiej i już się zawaliły.
- Właściciel ma obowiązek utrzymywać budynek we właściwym stanie technicznym - mówi Marek Ruda, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Prudniku.
- Żywotność tych budynków, gdy je projektowano, liczona była na 120 do 150 lat. W tej chwili mają one już 150, a ten, który się zawalił 170 lat. W związku z tym jest to naturalna śmierć techniczna budynku, który przez ostatnie 20 lat nie był użytkowany, a w związku z tym postępowała jego degradacja. Naszym zadaniem jest zabezpieczenie terenu i obiektów przed zagrożeniem dla bezpieczeństwa ludzi i mienia.
PINB w Prudniku chce ustalić z wojewódzkim konserwatorem zabytków strategię postępowania na tych budynkach. Dotyczyć to ma wspólnych czynności. Interwencyjne oględziny przeprowadziły już tam służby konserwatorskie. Z ich ustaleń wynika, że doszło do samowoli budowlanej. Zgodnie z przepisami rozbiórka powinna być prowadzona w trybie pozwolenia na budowę. Jednak, takie pozwolenie nigdy nie zostało wydane. Sprawę zgłoszono prokuraturze. Popadające w ruinę obiekty po byłym „Froteksie”, w większość należą do firm zarejestrowanych w Warszawie.