- Ile takich dziur już w tej sprawie wykopaliśmy, na razie bez efektu… – zastanawiał się Piotr Nalepa, prokurator z katowickiego Instytutu Pamięci Narodowej.
- Nic nie wskazuje na to, aby w tym miejscu był wcześniej wykopywany dół – analizował wydobytą ziemię Dominik Święcicki.
Ekipa IPN wspierana przez archeologów i saperów kilkanaście razy w terenie szukała grobów partyzantów „Bartka”. Pod koniec maja 2008 r. rozkopano podwórko Stanisława Beera z Wierzbia. Na to, że właśnie tam mogli znaleźć miejsce spoczynku wskazywały zeznania kilku świadków. Przede wszystkim zaś samego Stanisława Beera, który na początku lat siedemdziesiątych natknął się w ziemi na kości. Budował wtedy dom, w którym do dziś mieszka.
- Piszczele, kości udowe. Nie było tylko czaszek i kręgosłupów – wspomina.
Kości odłożył je na stertę. Zgłosił sprawę miejscowej milicji, ale nikt się nią nie zainteresował. Beer rozmawiał ze starszymi mieszkańcami Wierzbia i nie ma wątpliwości, że wiedzieli oni, co to za szczątki. Jedni radzili: „Zostaw to, niech spoczywają w pokoju”. Inni mówili: „To swoi swoich wymordowali”. Beer w końcu załadował kości i ziemię na przyczepę i rozwiózł po okolicznych polach.
W miejscu, gdzie znalazł szczątki posadził krzew, ku pamięci. Właśnie ten skrawek ziemi, na którym rósł krzew rozkopano. Przerzucono tony piachu, wdarto się na 2,5 metra w głąb ziemi. Nie znaleziono ani jednej ludzkiej kostki, ani jednej czaszki.
Poszukiwania mogił z żołnierzami „Bartka” zaprowadziły także prokuratora Piotra Nalepę na skraj lasu pod Starym Grodkowem. Tutaj wreszcie udało się odnaleźć ludzkie szczątki. Nie były to jednak kości tych, których szukano, ale groby jeńców wojennych. Wskazywały na to tabliczki identyfikacyjne, które udało się znaleźć na leśnym cmentarzyku.
Na początku maja 2009 roku prokurator Nalepa wraz z ekipą znów wyruszył w teren. Tym razem po to by spenetrować lasy między Wierzbiem, a Sowinem w powiecie nyskim. Leśnicy wskazali leśniczówkę, którąś kiedyś nazywano Kroner, a która odpowiadała układowi topograficznemu podawanemu przez Jana Zielińskiego. Za domem, który miał być wysokim parterem postawionym z czerwonej klinkierowej cegły, której resztki walają się jeszcze w lesie, znaleziono podmurówkę. Na niej mogła stać drewniana weranda. Za nią miał być sad, ale dzisiaj jest tam już tylko szczere pole. Blisko stąd do poniemieckiego lotniska. Świadkowie wskazują miejsca, w których stały lotniskowe baraki. Dzisiaj to miejsce porasta już wysoki las.
Saperzy z Gliwic przekopali altankę. Głęboko, aż dotarli do wody. Nic, żadnej kości, ani strzępka munduru. Dokonano kilku odwiertów świdrem geologicznym. Okazywało się, że warstwy geologiczne są nienaruszone. Nikt nigdy nie kopał tam żadnej mogiły.
Jednocześnie wykrywacze metalu kilka razy wypikały łuski - w sumie 17 sztuk - po pociskach pochodzących z radzieckich pepeszek. Czy to przypadek, że gdzieś w środku lasu jest takie nagromadzenie resztek amunicji?
- Na obszarze, na którym dawniej był sad, odkryliśmy miejsca, w których były doły, które następnie zasypano. Sięgają do dwóch metrów w głąb ziemi. Pytanie: czy są one związane z grobami – zastanawiał się archeolog Jarosław Święcicki. – A jeśli to były groby, to czy mają one związek z żołnierzami „Bartka”?
Posłuchaj: