Radio Opole » Historyczna jesień » Zbrodnia w Barucie

Zbrodnia w Barucie

2011-09-21, 14:59 Autor: Radio Opole

GRZYBIARZE - odc.18.

Umorzenie śledztwa przez opolską prokuraturę nie zakończyło próby ustalenia prawdy.

Prokurator Wiesław Nawrocki po kilku latach położył na swoim biurku trzy tomy akt i zagłębił się w lekturze.

- To było związane z moim pozazawodowym zainteresowaniem historią – opowiedział. – Tamto śledztwo trzeba było umorzyć, bo Zieliński zawieziony na miejsce, które wskazał, zachowywał się jakby się znalazł w innym świecie, w którym jeszcze nie był.

Nawrocki przeczytał dokładnie akta i doszedł do wniosku, że Jan Zieliński wytypował nie to miejsce, o którym myślał. W czasie wojny w południowo-zachodniej części Opolszczyzny były dwa lotniska. Jedno w Wierzbiu koło Łambinowic, a drugie pod Starym Grodkowem. Dzieliło je jakieś 30 kilometrów.

Miejsce, które opisywał Zieliński wydało się prokuratorowi Nawrockiemu znajome. Kiedyś pracował w Nysie i Grodkowie, więc znał ten teren. Po analizie akt doszedł do wniosku, że Zieliński pomylił pewne szczegóły, przez co błędnie wskazał lokalizację.

- Dostałem zgodę przełożonych na to, by podjąć jakieś czynności śledcze– relacjonuje Wiesław Nawrocki.

Prokurator odnalazł kilku byłych funkcjonariuszy MO i UB w Grodkowie, z którymi kiedyś pracował. Nic nie wiedzieli o zbrodni popełnionej we wrześniu 1946 r. Jeździł z nimi po lotnisku pod Starym Grodkowem i próbował odnaleźć układ urbanistyczny, który charakteryzował Zieliński. Uszczegóławiał gdzie stały hangary, a gdzie baraki. Szukał folwarku. W grę wchodziły ostatecznie dwa miejsca.

Pierwsze to były PGR pod Starym Grodkowem. Drugie to Podlesie, nieistniejąca już dzisiaj wioska. Nawrocki bardziej przychylał się do Starego Grodkowa.

W przekonaniu, że trop, na który natrafił, jest dobry, utwierdziło go pewne zdarzenie. Kryminalni wskazali prokuratorowi 69-letniego mieszkańca Starego Grodkowa Mieczysława Batora. Przez pierwsze dwa lata po wojnie zatrudniony był jako strażnik poniemieckiego lotniska. Znał je lepiej niż własne podwórko.

Jesienią 1946 r., Mieczysław Bator razem z bratem zbierał grzyby, w rejonie lotniska. Zauważył mężczyznę w kapeluszu i płaszczu idącego w jego stronę. Zapytał go co tu robi.

- Zaraz się pan dowie – burknął mężczyzna i wyciągnął pistolet spod płaszcza.

Poszli w stronę baraków pod lasem. Mężczyzna w kapeluszu kazał im iść z przodu. Bator wykorzystał chwilowe zawahanie intruza, zdjął klapki z nóg i uciekł w las.

Gdy wrócił do domu, czekał tam na niego mężczyzna, ten sam, który zatrzymał go pod lasem. Zabronił domownikom wychodzenia z domu. Przesiedział z nimi całą noc. Dołączył do niego jeszcze jeden cywil. Poszli sobie dopiero następnego dnia późnym rankiem.

W tamtych dniach Bator widział osiem amerykańskich samochodów ciężarowych przykrytych plandekami, które odjeżdżały z lotniska. Lądowały również jakieś samoloty. Coś się musiało dziać…

W trakcie jednego z następnych dni mężczyźni wrócili. Przyszli wieczorem. Znowu przez całą noc pilnowali domowników. Nie mówili, dlaczego to robią. Kompletnie nic.

- Rano odjechali i znów widziałem kolumnę samochodów – zeznał Bator. – Wtedy nad ranem usłyszałem strzały z karabinów maszynowych. Po nich nastąpił wybuch, ale czy była to mina czy wiązka granatów, tego nie wiem. Zobaczyłem chmurę dymu w rejonie baraków, pod lasem.

Bator był później w tym miejscu gdzie był wybuch i znalazł jeden z baraków… spalony.

Posłuchaj:

Zobacz także

123456
Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Dowiedz się więcej »