Zawróciło ich wojsko, ponieważ cały teren był szczelnie obstawiony przez kilka dni. Po kilku dniach wojsko zniknęło. Chłopi popędzili na Hubertusa, już bez przeszkód.
Jerzy Karpiński: - Znałem stodołę bardzo dobrze. Bawiłem się tam jako dziecko. Jednak jak tam poszedłem, zobaczyłem zamiast stodoły tylko gruz.
Ciekawość nie dała spokoju Henrykowi Pytlowi także po wybuchu. Pobiegł do lasu razem z kolegą. Widzieli kawałki ciał, porozrywane ubrania. Zobaczyli czapkę rogatywkę z orłem w koronie i gwiazdkami. Obok leżała ludzka głowa. Uciekli, ale wrócili. Zakopali głowę pod gruszą.
- Im dalej od stajni, tym kawałki ludzkich ciał były mniejsze – opowiada Józef Neuman. – Gdybym podszedł bliżej, widziałbym więcej, bałem się jednak wtedy to zrobić. Miałem wówczas tylko 12 lat. To, co tam się zdarzyło, wywarło na mnie wstrząsające wrażenie. Nikomu o tym nie mówiłem. Nie przyznałem się nawet rodzicom.
Ówczesny sołtys Barutu, Teodor Anioł, wiedział, że ludzie chodzili do lasu. Znajdywali tam kości. Zbierali je i zakopywali. Co chwilę natykali się na fragmenty ubrań, trzewiki. Ojciec Huberta Zyzika znalazł część mózgu, skórę z włosami, rozszarpane mundury.
Józef Broll w maju 1947 r. znalazł szczątki battle-dressa, skórzany portfel z książeczką wojskową i zdjęcie młodego człowieka w kurtce wojskowej z napisem „Poland” na rękawie, z kobietą i dwójką dzieci. Zdjęcie zabrała jego sąsiadka i nie wie, co się z nim stało.
Wiktor Feluks był palaczem w sąsiednim sanatorium. Pamięta, że przez kilka miesięcy w okolicy unosił się zapach, który można by scharakteryzować jako cmentarny. Jeszcze w latach sześćdziesiątych na Hubertusie natykał się na szczątki butów.
Henryk Pytel znalazł fotografię polskiego oficera. Zdjęcia już dawno nie ma, ale po wielu latach pamiętał, że oficer miał trzy gwiazdki na ręce trzymał chłopczyka w marynarskim mundurku, a obok stała dziewczynka.
Alfons Czerner z Sarnowa po tygodniu znów przyjechał do dziewczyny w Barucie. Dopiero wtedy dowiedział się o tym co wydarzyło się na Hubertusie. Połączył fakty i skojarzył dlaczego nocą zatrzymali go żołnierze i legitymowali. Nie wiedział, że przejeżdżał przez epicentrum tragicznych wydarzeń.
To wrześniowe wydarzenie na długie lata zagościło w pamięci mieszkańców Barutu. To czego mimo woli byli świadkami paraliżowało ich do tego stopnia, że nie chcieli o nim rozmawiać nawet między sobą. Milczeli. Szczątki dokumentów, zdjęcia, czy żołnierskie guziki, które znaleźli w lesie, chowali w najgłębszych zakamarkach swoich domów, albo jak najszybciej wyrzucali.
Magdalena Bryś: - Głośno o tym się nie rozmawiało, bo każdy się bał. Mówiono tylko na ucho. Jak ktoś coś wiedział, to o tym nie rozprawiał, bo można się było tylko problemów nabawić, albo może nawet życie stracić.
Posłuchaj: