Wróg ukryty w leśnych obozowiskach był nieuchwytny. Niszczenie partyzanckich bunkrów i wychwytywanie partyzantów, przy postawie górali, którzy nie garnęli się do współpracy z nową władzą, nie było zadaniem prostym. Za współdziałanie z funkcjonariuszami nowego systemu groził wyrok wydany przez partyzancki sąd.
Z żołnierzami „Bartka” działającymi pod sztandarem Narodowych Sił Zbrojnych, noszących na mundurach ryngrafy z Matką Boską, współpracowało ponad 100 łączników. Dojście do obozowiska, w którym stacjonował „Bartek”, było niewykonalne bez ich pomocy. Zasady konspiracji stawiały ostre wymogi. Większość łączników nie znała całej trasy, tylko poszczególne odcinki. Dlatego by dotrzeć do „Króla Podbeskidzia” – jak nazywano Henryka Flamego – trzeba było korzystać z pomocy nawet kilku wtajemniczonych przewodników.
W połowie ciepłego lipca 1946 r., do Jana Kwiczały, ps. „Emil”, jednego z bartkowych łączników, przyszedł Henryk Wendrowski. Nosił konspiracyjny pseudonim „Lawina”. Był wysłannikiem VII Okręgu NSZ w Gliwicach. „Bartek” już od dawna czekał na jakiś kontakt z przełożonymi. Stracił go kilka miesięcy wcześniej po fali aresztowań jaka przewinęła się przez śląską komendę NSZ.
„Lawina” chciał by łącznik zaprowadził go do „Bartka.” Niósł pilne wiadomości dla dowódcy zgrupowania od „Majora Franka”, jednego z szefów gliwickiego okręgu NSZ.
„Emil” najpierw zawiózł „Lawinę” samochodem z Gliwic do Dziedzic. Dalej jego żona zaprowadziła posłańca w umówione miejsce, do kolejnego łącznika grupy. Wspólnie dotarli do schroniska „Źródła Wisły” na Baraniej Górze. Stamtąd, o dziewiątej wieczorem, 7 sierpnia 1946 r., wyruszyli do obozowiska „Bartka”. Po drodze minęli szczyt Baraniej Góry. Prowadził góral doskonale znający wszystkie miejscowe szlaki. Ochraniało ich siedmiu partyzantów.
Do „Bartka” dotarli w środku nocy. Zobaczyli kilka namiotów, w których ledwo jarzyły się światła naftowych lamp wokół których latały ćmy. W największym z nich siedziało dowództwo. Weszli do środka. „Bartek” wylewnie przywitał się z „Emilem”. Swoim ludziom gościa przedstawił jako „kapitana Lawinę”. Staropolskim zwyczajem na powitanie zaproponował szklankę wódki.
Posłuchaj: