Godzina milicyjna uniemożliwiała powroty do domów po koncertach, nawet jeśli te jakimś cudem miałyby się odbywać. 13 grudnia 1981 r. wszystkie zespoły rockowe przerwały swoje trasy. Tego dnia nie zagrano już żadnego koncertu, z jednym wyjątkiem. Tym wyjątkiem był opolski zespół TSA. Decyzja WRON zastała muzyków w hotelu w Lublinie.
- Wstaliśmy rano. Patrzymy w telewizor, a tam jakaś wojna. Nie wiemy o co chodzi. Miejscowa władza stwierdziła, że musimy zagrać, bo oni boją się rozruchów – wspomina basista Janusz Niekrasz.
- Obudziliśmy się jak czołgi podjechały pod hotel, bo wszystko zaczęło się trząść – opowiada Stefan Machel, gitarzysta TSA. - Chcieliśmy jechać do domu, ale zadzwonili do nas milicjanci i kazali nam grać. Zrobiło się zgromadzenie, a oni się wtedy bali tego jak ognia. Kazali nam przyjechać i grać.
Janusz Niekrasz, Stefan Machel, Andrzej Nowak, Marek Kapłon i Marek Piekarczyk dali wówczas koncert w iście wojennej atmosferze. Na ulicach stały czołgi, a na sali w której występowali rozstawiono batalion ZOMO.
- Nie pozwolono nam się przebrać na koncert w stroje, które umożliwiały nam wypocenie nadmiaru energii. Musieliśmy grać w cywilu, tak jak chodziliśmy. Nie ubieraliśmy trampek i krótkich spodenek. Graliśmy w długich spodniach, w długich rękawach, bez szaleństwa. Na scenie staliśmy jak słupy. Jakieś czynniki decyzyjne nas przekonywały, żeby było spokojnie, że impreza musi się odbyć, a potem dadzą nam zezwolenie i będziemy mogli pojechać do domu – przywołuje pamiętny dzień Stefan Machel.
Koncert pod względem muzycznym był taki sam jak inne. Ruch pod sceną był już jednak zupełnie inny, właściwie to nie było go wcale. Ludzie zamiast szaleć pod sceną, siedzieli grzecznie na krzesłach. Koncertu wysłuchał też szpaler zomowców. Gitarzysta TSA przypomina sobie, że były jakieś życzenia by którejś z najbardziej radykalnych piosenek nie grać, ale się do tego nie zastosowali.
- Myśmy milicji podpadali na co dzień. Legitymowani byliśmy na każdym kroku i nabrało to już cech jakiejś zabawy: który to już raz dzisiaj będą sprawdzać, czy mam w dowodzie pieczątkę o zatrudnieniu i dlaczego nie. I pytania: z czego żyje taki szkodnik społeczny, bo „piosenki to sobie możecie obywatelu po pracy pisać” – wspomina Stefan Machel.
Po lublińskim koncercie nastąpiła dłuższa przerwa i oczekiwanie na to co będzie dalej. Nierealne było odwoływanie wszystkich imprez kulturalnych. Wraz z kończącą się zimą, życie kulturalne niemrawo zaczęło wracać do normy.
Posłuchaj: