- Tego, że coś niedobrego stało się z naszymi oficerami, rodziny mogły się domyślać, gdy urwał się wszelki kontakt na wiosnę 1940 r. Natomiast, gdy Niemcy napadli na Związek Radziecki, gdy został podpisany układ Sikorski-Majski, wówczas tworzące się wojsko polskie nie mogło doliczyć się 12 tys. polskich oficerów. Gdy dodamy do tego urzędników i policjantów, wychodzi nam ponad 20 tys. zamordowanych obywateli polskich – mówił dr Kuświk.
- Wywiad Armii Krajowej dostawał pewne sygnały, że coś się działo w okolicach Smoleńska, ale ostateczną wiadomość 13 kwietnia 1943 r. ogłosiła strona niemiecka, informując o odnalezieniu grobów oficerów polskich, którzy znaleźli się w sowieckich rękach i zostali zamordowali wiosną 1940 r. – dodał naczelnik IPN w Opolu.
- Rządy Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych nie były zainteresowane osłabianiem swojego wschodniego sojusznika, który wówczas ponosił główny ciężar walki z Niemcami. Wiedza o sowieckiej zbrodni na polskich oficerach w Katyniu nie stała się więc wówczas wiedzą powszechną – informował dr Kuświk.
- Wciąż nie są znane wszystkie miejsca pogrzebania, wrzucenia do dołów, bo trudno to nazwać pochówkiem. Mamy wiedzę o miejscach pochówku mniej więcej 15 tys. ludzi, ale z białoruskiej czy ukraińskiej listy katyńskiej bardzo wiele osób nam brakuje, nie wiemy, gdzie były zamordowane. Zbrodnia katyńska to nie tylko to miejsce przy Smoleńsku, które jest symbolem. Tam leży ok. 4,5 – 5 tys. ofiar, natomiast cała zbrodnia dotyczy niemal 22 tys. ludzi, którzy zniknęli w sowieckich kazamatach – mówił naczelnik opolskiego IPN.