Szedł pobić i nastraszyć, dźgnął nożem i zabił. Ruszył proces ws. morderstwa na Armii Krajowej w Opolu
Przed opolskim Sądem Okręgowym ruszył proces w sprawie głośnego zabójstwa w kamienicy przy ul. Armii Krajowej w Opolu. Miłoszowi Cz., oskarżonemu o spowodowanie śmierci 23-latka grozi dożywocie. Jacek G. i Bartłomiej W., odpowiadają za udział w pobiciu.
W trakcie zdarzenia Miłosz Cz. był pod wpływem amfetaminy. Dziś (19.11) w sądzie wyraził skruchę. Płakał i przepraszał matkę ofiary tłumacząc, że ofiarę chciał tylko pobić i nastraszyć.
- Przyznaję się do udziału w bójce z niebezpiecznym narzędziem, ale nie szedłem zabić tego chłopaka. Chciałbym przeprosić panią pokrzywdzoną. Nie miałem też żadnych problemów do tego chłopaka, o to, że był z moją byłą dziewczyną. Naprawdę nie chciałem go zabić - mówi Miłosz Cz.
Przypomnijmy do tragicznych wydarzeń doszło nad ranem 18 kwietnia na klatce schodowej w kamienicy przy ul. Armii Krajowej w Opolu. Mężczyźni zaczaili się na 23-latka, który około 5:20 jak co dzień, miał wychodzić do pracy.
- Wyciągnąłem ten nóż i gdy Amadeusz się wyrywał i szarpał, dwa lub trzy razy uderzyłem Amadeusza tym nożem. On jak mi się wydaje stał do mnie przodem. Nie wiem ile było tych uderzeń i w jakie części ciała. Ta sytuacja trwała kilkadziesiąt sekund. Na korytarzu było ciemno, moi koledzy nie mieli ze sobą żadnych noży jak mi się wydaje. Amadeusz cofał się w kierunku swoich drzwi od mieszkania. Widząc krew na nogach, wystraszyłem się i zacząłem uciekać - mówił sędzia Robert Mietelski, który odczytywał protokół wyjaśnień z 18 kwietnia.
W nocy z 17 na 18 kwietnia mężczyźni spotkali się na pl. Daszyńskiego w Opolu. Tam razem wypili butelkę wódki. Wtedy też miał wywiązać się temat Amadeusza K. - Dowiedziałem się, że on mówił na mnie brzydkie rzeczy, a Jacek powiedział, że z nim pracuje i może wskazać adres, gdzie mieszka - wyjaśniał Miłosz Cz. Zdaniem oskarżonego, gdyby nie doszło do spotkania z Jackiem G., nie byłoby tragedii.